Witaminy Omega-3 i Ashwagandha marki All Nutrition dostępne w sklepie SFD i Dobrych Aptekach. Z kodem ZERO zgarnij 10% rabatu w SFD. Partnerem kanału jest XTB, aplikacja inwestycyjna, z którą zaangażujesz do pracy Twoje pieniądze.
Teraz otwierając konto z kodem ZERO otrzymasz kurs inwestowania od podstaw. Dołącz do fukrzesz.pl i zgarnij gwarantowane 1060 złotych na start. Wzbrot w gotówce, freebad za rejestrację i freebad w aplikacji już na Ciebie czekają.
Dobry wieczór. Po serii debat w większym gronie, kiedy miałem ja okazję i wszyscy kandydaci na prezydenta się wypowiedzieć, dzisiaj powracamy do tych rozmów jeden na jednego, gdzie dwóch kandydatów może porozmawiać przez dwie, trzy, czasami nawet cztery godziny. W dzisiejszym odcinku moim gościem jest Karol Nawrocki.
Witam serdecznie. Witam serdecznie pana redaktora. Witam Państwa.
Dobry wieczór. To będzie ciekawa rozmowa, bo mimo że pan jest wiceliderem sondaży, a więc jednym z faworytów do miana nowego prezydenta, to jednak dużo o panu nie wiemy ciągle i ja bym chciał się wiele rzeczy powiedzieć. Jest świetna okazja.
Jest to dość nietypowa sytuacja, kiedy ktoś jest tak wysoko w sondażach, a jednocześnie tyle zagadek jest jeszcze wokół niego. I powiedziałbym, że jest wiele zagadek wokół mnie i przez swoją pracę, ale też chyba w tej kampanii wyborczej pokazałem właściwie kim jestem. Ale też dzięki panu i dzięki kanału Wizeru mam okazję pokazać dzisiaj kim jestem i porozmawiać o tym, z czym przychodzę.
Nie tylko do wyścigu prezydenckiego, ale kim jest też prezes Instytutu Pamięci Narodowej i to jest doskonała okazja. Ale liczę, że dzisiaj sam się dowiem o sobie jakichś nowych rzeczy. O sobie to pan się dowiaduje czegoś cały czas.
Mam wrażenie, obserwując tę kampanię, że media mają sporo informacji na pana temat. Tak dawkują, dawkują, dawkują, ale jak się to zbierze do kupy, to jest spory kubek czasami takiej mętnej wody. Ja czasami sam siebie nie poznaję w tych artykułach.
Muszę przyznać, że przechodząc cały ten cykl od kandydowania na kandydata, po kandydata do tej kampanii wyborczej to były takie artykuły i są takie zbitki, które gdy je czytam to nie widzę zupełnie siebie. Więc to jest raczej problem, żeby znaleźć siebie w tym odbiciu publicystycznym. No bo ja w istocie wiem przecież kim jestem, skąd przychodzę, jaką mam historię.
I wcale się jej nie wstydzę. Mówię o tym jak jest. Już miałem kilka okazji do takich pogłębionych wywiadów.
Dzisiaj mam z panem, z czego się cieszę. Ja zawsze wykorzystuję okazję do tego, aby powiedzieć kim jestem, skąd przychodzę i dlaczego chcę zostać prezydentem państwa polskiego, jaki mam plan dla Polski. To najpierw zróbmy taki krótki, prosty test na Polaka.
Wybierzemy sobie największego Polaka. Ja będę podawał dwa nazwiska, pan będzie mówił kto jest Polakiem większym. Większym w jakim kontekście? Pana idolem.
Albo kogoś, kogo pan bardziej podziwia. Kto panu się wydaje osobą ważniejszą, istotniejszą dla kraju. Ja nie potrafię zdefiniować.
Większy Polak brzmi ciekawie. Nie będzie chodziło o gabaryty. Ja w ogóle nie mam problem z idolami, muszę powiedzieć na początku tego testu, bo ciężko mi znaleźć sobie idola.
Zawsze idę swoją ścieżką, ale to będzie fajna zabawa. Lecimy. No dobrze.
Iga Świątek czy Zbigniew Boniek? Iga Świątek. Iga Świątek czy Adam Małysz? Adam Małysz. Adam Małysz czy Mariusz Pudzianowski? Adam Małysz.
Adam Małysz czy Józef Piłsudski? Józef Piłsudski. Józef Piłsudski czy Robert Lewandowski? Józef Piłsudski, panie redaktorze. Ojciec Polskiej Niepodległości.
Józef Piłsudski czy Lech Kaczyński? To jest bardzo trudne pytanie. Tu musiałbym się zatrzymać. Józef Piłsudski, Ojciec Polskiej Niepodległości.
Lech Kaczyński, największy prezydent III Rzeczypospolitej, ale uruchamiam teraz swój procesor historyczny. Jeśli bym musiał wybrać między tymi dwoma, to postawiłbym na Józefa Piłsudskiego. Nie będzie wcale łatwiej.
Józef Piłsudski czy Jarosław Kaczyński? Józef Piłsudski, będę konsekwentny. Józef Piłsudski czy Lech Wałęsa? No nie, to jest oczywiste. Józef Piłsudski.
Józef Piłsudski czy Fryderyk Chopin? Będę konsekwentny. Józef Piłsudski. Józef Piłsudski czy Tadeusz Kościuszko? Puch, puch, tak.
Józef Piłsudski. Józef Piłsudski czy Karol Wojtyła? O, tu już miałbym wątpliwości, bo Karol Wojtyła to papież święty, Jan Paweł II to największy Polak, jakiego daliśmy całemu światu. I tutaj chyba trzeba zważyć nieco inne wartości, myślę sobie.
Nie tylko te historyczne, ale też te duchowe. Jan Paweł II. Jan Paweł II czy Bolesław Roury? Jan Paweł II.
Jan Paweł II, to już ostatnia para, czy Andrzej Gołota? No, panie redaktorze, Jan Paweł II. Jednak? No są sprawy ważne i są sprawy ważniejsze. Polska jest ważniejsza i Jan Paweł II.
Ja dla Jana Pawła II nie wstawałem o czwartej w nocy. Dla Andrzeja Gołota... Ja też. Ja też wstawałem, ale dla Jana Pawła II też bym wstał, jeśli byłby w nocy.
Przyjeżdżał na szczęście na swoje pielgrzymki w cywilizowanych godzinach. No dobrze, to była rozgrzewka. Proszę mi powiedzieć, kim pan będzie po wyborach prezydenckich? Prezydentem państwa polskiego.
A jak nie? Nie ma drugiego scenariusza. Ta batalia o prezydenturę jest ważna, myślę, dla Polski. Nie chciałbym, żeby Polska wyglądała tak, jak wygląda dzisiaj, tylko żeby system się dobiał, więc nie ma zupełnie drugiego scenariusza.
Zostanę prezydentem państwa polskiego. No dobrze, to proszę powiedzieć, jak się wygrywa casting na prezydenta? Casting na prezydenta? Wygrywa się chyba swoją otwartością, konsekwencją, ciężką pracą, myślę. Ale wie pan, że ja za casting nie uważam wyborów, tylko casting, czyli to, co się wydarzyło przed wyborami.
No wiem, do czego pan dąży, panie redaktorze. No na pewno taki rodzaj castingu trzeba z całą pewnością, żeby wygrać casting na urząd prezydenta, wziąć chociaż przynajmniej jedną lodówkę, najlepiej dwie lodówki, żeby móc poradzić się z tego typu zadaniami. I nie dali rady? No byłem akurat w tej sprawie zdecydowanie najlepszy.
A tak trochę poważniej. Przecież wyborami, ale najpierw były prawybory, których dokonywał Jarosław Kaczyński. Dlaczego wybrał pana? Myślę, że dlatego, bo nigdy nie należałem do partii politycznej.
I to duży atut w tej sytuacji, w której dzisiaj jest Polska. Jeśli rozmawiamy już poważnie, to myślę, że to duży atut w tej sytuacji, w której dzisiaj jest Polska, czyli takiej głębokiej wojny polsko-polskiej, tego, co się dzieje. To jest atut płynący z tego, że Polskę po prostu trzeba ratować.
To jest świadomość pewnych i sukcesów i błędów, które wydarzyły się w ciągu ośmiu lat i poszukiwania nowej drogi dla Polski. Myślę, że ta bezpartyjność, ale też przekonanie o tym, że właściwie ja całe życie służyłem państwu polskiemu i efekty tej pracy były przez środowisko Prawa i Sprawiedliwości, jak rozumiem. I to się wiązało z tą propozycją docenianej w Muzeum II Wojny Światowej i w Instytucie Pamięci Narodowej.
Takie przekonanie, że ja dla Polski właściwie jestem w stanie nawet wytrzymać to, w czym oboje uczestniczymy, czyli kampanię wyborczą. I jak mówimy poważnie, to jest to z całą pewnością najlepsze. Chociaż musiałby pan pewnie spytać kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości, ale ja uznaję to... Pierwszy argument mnie nie przekonał.
Bo pierwsze, co pan powiedział, to jest to, że tak to zabrzmiało, jakby pan miał być lekiem na tą polaryzację w Polsce. Że to, że pan nie należy do partii, to dzięki temu te podziały trochę zanikną. Ale pan nie jest osobą, która nie nakręca polaryzacji.
Pan raczej w każdym wywiadzie, w każdej debacie mówi, że złym jest Tusk, że trzeba odsunąć Tuska od władzy, że nie można sprawić, żeby system się domknął. Więc nie do końca dostrzegam, na czym polega ten plus pana bezpartyjności, rzekomo. Na możliwości obudzenia tych, którzy żyjąc w polaryzacji, rzeczywiście pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością, a Platformą Obywatelską, nawet pomimo mojej mocnej, pan redaktor może, czy część widzów, powie, radykalnej retoryki, otworzą się jednak na kandydata, który jest bezpartyjny.
To jest właściwie to samo, jak sobie myślę o nas jako o kandydatach, bo to jest szczególna dyskusja. Jestem na dyskusji z redaktorem, a razem jesteśmy kandydatami na Urząd Prezydenta. A ja pajaskuję tylko, a pan naprawdę się stara.
Ale jesteśmy w tym samym wyścigu. To jest może podobnie i to jest ta sama emocja, którą reprezentuje pan, tylko nieco z innego teatru działań, jak moglibyśmy powiedzieć. Czyli też pana słowa o Rafale Trzaskowskim, równie krytyczne i radykalne momentami, ale prawdziwe zawsze i obiektywne, są słowami wypowiedzianymi nie przez członka byłego rządu i Prawa i Sprawiedliwości, z zupełnie innej pozycji.
Też ja oceniam ten fatalny rząd, czy Rafała Trzaskowskiego, z pozycji kandydata popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość, ale jednak człowieka, który nigdy nie miał fruktów z przynależności do partii politycznej. Myślę, że to daje możliwość przekonania tych osób, które nie chcą żyć w tym zderzeniu. Myślę tak szczerze, że w to pana no dobra, nazwijmy to bezpartyjnością, że w to pana niezależność, w to cięcie się od PiSu, czy też poszerzenie tego grona osób, które mogłyby na pana kandydować, to mało kto jednak wierzy.
Jednak pan jest traktowany, ja wiem, że pan się cały czas odcina. Ja się nie odcinam od PiSu, żeby była jasność. Jest pan dumny z tego poparcia, ale odcina się pan od tego, że jest pan kandydatem partyjnym.
Tylko czy panu to coś faktycznie daje? Bo trudno wyczuć, żeby ktoś poza wyborcami PiSu miał pana poprzeć faktycznie. To są dwie teorie. Bo jedni dziennikarze i jedne sondaże mówią, że nie mam poparcia przedstawicieli czy wyborców Prawa i Sprawiedliwości.
A to się nie wyklucza. Co dzisiaj się okazało właściwie w kolejnym sondażu nieprawdą. Inni jednak otwierają się na dyskusję.
Przychodzą też na moje spotkania. Pan nie dotarł na moje spotkanie ostatecznie, ale zapraszam. Ja czekam, aż mnie zaprosi.
Oficjalnie zapraszam. Tak to każdy może powiedzieć, tylko gdzie i kiedy? W przyszłym tygodniu będę na Pomorzu, więc wyślę informacje szczegółowe. Dobrze, to o co chodzi z tą pana kampanią? Kalendarz spotkań Karola Nawrockiego na pana stronie.
Ostatnie spotkanie, jakie jest tu zajawione, no to jest sprzed końca marca. Dlaczego wy tak ukrywacie, gdzie będziecie? Dlaczego ja nie mogę sobie zobaczyć, gdzie pan będzie jutro, pojutrze? 30 marca Sanok. To jest ostatnie spotkanie w jakikolwiek sposób zajawione.
A mamy 16 kwietnia. Może dlatego, że Wielki Piątek nie będę nigdzie, a jutro gram turniej piłkarski w Gdańsku. Nie żartujmy, jest 16 kwietnia.
Od 16 dni nie ma żadnego spotkania na pana stronie. Ja próbuję sobie zaplanować jakoś swój kalendarz, żeby wbić się na pana wiec, bo obiecałem, że odwiedzę wszystkie wiece. Ale ja też mam jakiś swój terminasz i muszę wszystko sobie poukładać.
No to tylko dostałem informację, że dzień wcześniej, wiadomo, bo wrzucacie dzień wcześniej w mediach społecznościowych, gdzie pan będzie. To jest... Nieprawda. Dzisiaj już jest w mediach społecznościowych, na Twitterze panie redaktorze, informacja gdzie, kiedy będę.
Sam widziałem tą informację. Ja oczywiście nie prowadzę strony internetowej. Na to nie mam czasu i teraz przestrzeń.
No dobrze. Dzisiaj na Twitterze, czy tam na iksie się wpadło na następne... Tak, już jest na następny tydzień, więc proszę planować i przyjeżdżaj. Bo ja myślałem, że wy utajniacie te spotkania, żeby się nikt nie wbił nieproszony i żeby tylko przyszli członkowie PiSu i żeby krzyczeli Karol Nawrocki, Karol Nawrocki i machali flagami.
One są otwarte. Na te spotkania przychodzi naprawdę wiele osób, ale przychodzą też osoby niezwiązane z prawem i sprawiedliwością. Oczywiście większość to jest ci, którzy głosują na Prawo i Sprawiedliwość, których serdecznie pozdrawiam.
Ale to także te osoby, które zadają pytania krytyczne. Ten mój pierwszy objazd po Polsce był tak skonstruowany, że można było zadawać pytania otwarte. Przychodzili członkowie Konfederacji, którzy wprost zadawali mi pytania.
Przychodzili ludzie niezwiązani z żadnymi partiami politycznymi, żeby mnie poznać. Nie są utajniane żadne spotkania. Jest wiele osób po prostu zainteresowanych życiem politycznym na tych spotkaniach.
Mam nadzieję, że Pan zobaczy w przyszłym tygodniu. Spróbuję dotrzeć to obiecałem, dałem słowo. Ta kampania na początku była, tak mi się wydaje, dziwaczna.
Zastanawiam się, czy Pan trochę żałuje początku tej kampanii i czy to były Pana pomysły, czy dał się Pan wpuścić w jakąś ślepą liczkę. Bo są elementy, którymi można się raz pochwalić. Jest coś, co może być jednym fajnym żartem, jednym fajnym TikTokiem, ale w kółko pokazywanie siebie na siłowni, podczas robienia pompek, podczas biegania i podczas boksowania sprawiło, że ta kandydatura przez pierwszy tydzień, dwa lata była memiczna.
Moim zdaniem. A moim nie. Dlaczego? To oczywiście nie było wrzucenie zbyt dużej ilości materiału.
A właśnie, jeśli przy sporcie, to przyniosłem Panu redaktorowi swoją koszulkę. Ma Pan w drugim studio koszulki Messiego i innych zawodników, ale nie ma Pan redaktor koszulki Karola Nawrockiego, który 12 sezonów grał w A i B klasie. Okej, co to za klub? Z piątką.
W eks-siedlce Gdańsk. Naprawdę uważam, że w A i B klasie. Bardzo dziękuję.
Proszę bardzo. Jeśli o sporcie. A zaraz odpowiem na pytanie.
Z piątką grałem w eks-siedlce. Czyli przecinek. Środkowy pomocnik właściwie.
Taki defensywny piątki. Piątka oznacza, że raczej nie do strzelania bramek, tylko łokcia. Tak, z wolnych tylko bramki strzelałem.
113 kilo wtedy ważyłem, więc byłem rzeczywiście, jak mówili koledzy, wygląd ciężarówki silnik Porsche. W ten sposób. Ale to A i B klasa, miła zabawa, fajne doświadczenie w ogóle.
Porsche bardziej Cayenne, rozumiem, niż 911. Myślę, że bardziej. Jeśli chodzi o ten początek kampanii, to myślę, że po raz pierwszy mam właściwie okazję powiedzieć panu redaktorowi i to też pewien postulat do całego świata dziennikarskiego.
Proszę zwrócić uwagę, warto zwrócić uwagę na to, że gdy było kandydowanie na kandydata, to wszyscy mówili, on na pewno nie zostanie kandydatem na prezydenta Polski. Za poważny, doktor, naukowiec, ekshumacje, szczątki, cmentarze, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. To jest za poważny człowiek, żeby mógł odnaleźć się w formacie politycznym, bo prezydent to musi być jednak człowiek z jednej strony poważny, a z drugiej strony jednak do ludzi.
Wystarczyły chyba dwa tweety albo dwa tiktoki czy jakieś filmiki, w których pokazywałem tą drugą swoją twarz, gdzie też trenuję, no przecież byłem amatorskim bokserem i rzeczywiście z treningiem jestem związany. To już później, no nie, no przecież ten człowiek w ogóle nie jest poważny, w ogóle się nie zajmuje sprawami poważnymi, tylko tak jak pan redaktor. I pan redaktor, widzę, wpadł w tą ścieżkę, zajmuje się sportem, zajmuje się siłownią, a niczym innym.
I to też było. I jedno, i drugie było nieprawdą. A dzisiaj siedzę przed panem takim, jakim jestem.
A mi się wydaje, że po pierwszych dwóch tygodniach, na przykład numer z pralką był całkiem udany z tym wniesieniem. Pralki czy lodówki, już nie pamiętam. Bardzo spontaniczną.
Ale okej, to było spoko. To nie był numer, nie? To było spontaniczne. Trochę numer, bo za chwilę trzeba było pomachać tym powodzianom i jechać na drugą stronę Polski na spotkanie, więc ta pomoc była taka trochę teatralna.
Nie, pojechaliśmy z realną pomocą. Nie, to była realna pomoc, panie redaktorze. Zawieźliśmy naprawdę sprzęt, zawieźliśmy środki, pomogliśmy powodzianom.
Nie zgodzę się. I to nie był numer, który był kampanijny, tylko tu ze mną przyszedł do pana redaktora ten kolega, który to była chłopięca natura w dużym w dużym mężczyźnie, bo on powiedział, no chyba sam nie weźmiesz tej pralki, a ja do niego powiedziałem, wezmę i ją wziąłem. Więc to nie było zaplanowane.
To po prostu. Wydarzyło się. W sumie moglibyśmy sprawdzić, czy pan jakąś pralkę uniesie, ale nie przygotowałem takiej inscenizacji.
Ale wrócę do swojego pytania, które zacząłem zadawać, że mimo wszystko mam wrażenie, że po pierwszych dwóch tygodniach kampanii to przez kolejnych kilka musiał pan odlepiać łatkę karka. Może tak było. To pewnie lepiej panu jest ocenić jako specjaliści od dziennikarstwa, od publicystyki.
Tylko ja tego nie czułem wtedy. Wiem, kim jestem i że dla mnie i historia, i sport, i państwo polskie są ważne jednocześnie. Zawsze czułem się związany z amatorskim sportem i dla mnie nie jest problemem dzielenie się sobą samym.
To nie jest żaden problem, a już mój obraz medialny, publicystyczny jest często odległy od tego, jaka jest prawda, więc to było raczej takie przechylenie wahadła, jak moglibyśmy powiedzieć, człowieka, który kojarzy się tylko z tymi poważnymi rzeczami w Instytucie Pamięci Narodowej, a nagle świat zobaczył, że to jest facet, który chodzi na siłownię. No dobra, ja nie będę się kłócił z pana sztabowcami, bo pewnie mieli to dobrze przeanalizowane, tylko czy czasem nie przecenia pan tego, że miał pan jakąkolwiek łatkę do odklejenia, bo moim zdaniem większość Polaków to w ogóle nie wiedziała, kim pan jest. Nie to, że kojarzyła pana jako historyka, naukowca, człowieka z IPN-u.
Moim zdaniem pan dopiero się przedstawiał w szerszej publiczności i wtedy zaczął się pan przedstawiać jako sportowiec amator, a nie jako historyk. No może, to już jest analiza, którą, tak jak mówię, zostawiam specjalistom. Z całą pewnością większa część społeczeństwa, większa część także tych, którzy nas oglądają teraz nie wiedziała, kim jest zupełnie Karol Nawrocki, więc myślę, że to jest dobry materiał do analiz.
Ciężko mi na to odpowiedzieć. A ile w tym wszystkim było pana inicjatywy, a ile inicjatywy ekspertów, podpowiadaczy, szefów sztabu? Ja jestem bardzo samodzielny w swoich działaniach, także w kampanii wyborczej, to pewnie mój szef sztabu mógłby o tym więcej powiedzieć. I się wścieka.
Tak, i pomaga, pozdrawiam Pawła Szefernakera, i pomaga, ale też się wścieka, więc tak jak mówię, to była część mojego codziennego życia, trening jest moim życiem, więc czemu mam nie pokazać go, skoro kandyduję na urząd prezydenta? Nie wiem, dla mnie to było trochę czasami już przejaskrawione. Gdzieś pan pojechał i szedł na siłownię i robił wskoki na skrzynię. To już mówię, rany, no to było interesujące dwa tygodnie temu, że ktoś umie wskoczyć na skrzynię, ale że zrobił to sto razy, to co mnie to obchodzi tak naprawdę.
Tu jest wojna za granicą, tu Trump rozwala świat, albo dla innych zbawia i tak dalej, i tak dalej. Tylko to było tak, że ja wskakiwałem na tą skrzynię, czy robiłem ten trening pomiędzy czterema, albo pięcioma spotkaniami, na których mówiłem o rzeczach zasadniczych. Więc to jest chyba ten problem mediów, że najbardziej docierają te przekazy niestandardowe.
Bo ja pamiętam, wtedy byłem akurat w Starogardzie, to jest ten trening, który został nagrany. Ja tam miałem regularne spotkania wokół ważnych spraw. Rano konferencję prasową, potem trzy spotkania, na których mówię o rolnictwie, o szpitalach, o Polskiej Służbie Zdrowia, o kryzysie ekonomicznym, a częścią tego dnia jest wysiłek sportowy, a reflektor pada na wysiłek sportowy.
Trochę pan sam ten reflektor tak ustawił, ale dobrze, niech będzie. Jak tak rozmawiamy o tym, kim pan jest, to porozmawiamy o pana przeszłości, bo to jest temat, który co jakiś czas wypływa. I nie wiem, na ile jest dla pana kłopotliwy, na ile nie.
To znaczy kim pan w zasadzie był, zanim został historykiem? Zanim zostałem historykiem, byłem najpierw studentem historii, wcześniej licealistą. O tym mówiliśmy, choć nie chcę rozmawiać tylko o sporcie. Byłem też bokserem, amatorem, mistrzem pomorza w wadze ciężkiej w boksie.
Byłem ochroniarzem w Sopockim Grand Hotelu, w kilku innych miejscach w Gdańskiej Gwarii. Widział pan nagranie, które udostępnił, nawet nie nagranie, telefon od widza telewizji Goniec, portalu Goniec z wczoraj? Musiało to do pana trafić. Ktoś mi o tym opowiadał, ale mógłby pan redaktor sprecyzować.
Jeśli pan bardzo chce, to mogę sprecyzować. Jeden z gościowic twierdził, że pan tam w tym hotelu nie tylko stał na bramce, ale jeszcze podpowiadał, jak zorganizować sobie damsko-męskie spotkanie wieczorem. Nie, to oczywiście jest nieprawda, bo nie takie były moje zadania.
Byłem od tego, aby dbać o bezpieczeństwo w Grand Hotelu, a to goście decydowali o swoich potrzebach. Taka jest zasada we wszystkich hotelach. To było dobre doświadczenie, praca w Grand Hotelu, bo widziałem różne sytuacje wówczas w Grand Hotelu.
I miłe, i niemiłe sytuacje. Mieliśmy wielu złych gości, takich jak Władimir Putin. Wtedy też był w Grand Hotelu.
Odbywało się dużo ważnych wydarzeń, jak festiwale w Sopocie. Rzeczywiście to jest szkoła życia, która pokazuje, że tak wiele dzieje się na zapleczu wielkich gwiazd i użytkowników hoteli. Ale to jest rzecz, która jest znana.
Jak często trzeba było użyć siły? Akurat w Grand Hotelu rzadko, bo to zazwyczaj są goście, którzy mają i środki finansowe, i jednak jakiś poziom socjalizacji, bo płacą duże środki za ten hotel. Ale z całą pewnością do moich zadań należało to, aby w Grand Hotelu było bezpiecznie, a nie to, żeby zajmować się innymi sprawami. Myślę, że ten człowiek, który dzwonił, po prostu zdradził rodzaj swoich własnych preferencji.
Ja oczywiście o takich rzeczach, gdy byłem na służbie, musiałem wiedzieć, ale nie dlatego, żeby się tym zajmować, tylko dlatego, żeby... Służba to za duże słowo jak na pracę w hotelu. Tak się mówi, że... Rozumiem. Na swojej zmianie.
Na wachcie. Na zmianie. Służbę zostawmy żołnierzom, którzy ryzykują.
To trzeba było czasami w tej czy w innej pracy dać komuś w mazak? Zgadzało się, tak. Ja biłem się w młodości i zupełnie nie staram się tego ukrywać. Nigdy nie byłem agresywny, nigdy nie skrzywdziłem kogoś, kto nie był agresywny.
Stawałem w obronie wielu spraw, czy osób, czy też kobiet. To była rzecz publiczna, czy rodzin. Starałem się nie wykorzystywać swoich... Nie wykorzystywać swoich umiejętności bokserskich, ale w tego typu pracach różne rzeczy się zdarzają.
W tego typu pracach zna się różne osoby. W tego typu pracach różne osoby się przewijają przez życie każdego. To jest coś, czym pan się mierzył w pierwszej części tej kampanii, ale to jest pewne echo, które powraca.
Czy ma pan znajomych, których dzisiaj się pan wstydzi? Czy są znajomi, którzy stanowią dla pana pewien kłopot wizerunkowy? Nie, nie sądzę. Ja nigdy nie wchodziłem w takie bliższe znajomości, nawet na boksie, czy na stoczniowcu. Przez halę bokserską też się przechodzi wiele osób.
Z jednej strony policjanci, z drugiej strony przestępcy. Ci policjanci zamykają tych przestępców. Księża, katolicy, studenci, doktorzy.
Taki to jest świat. Ja nigdy nie wchodziłem w takie znajomości, których miałbym się w jakiś sposób szczególnie wstydzić. A walczyłem z różnymi osobami.
Ale nie chodzi o osoby, z którymi pan walczył. Tylko o znajomości. Z którymi pan się kolegował.
Mówi się o neofaszystach. Mówi się o Wielkim Bu. To znam Wielkiego Bu.
Przecież powiedziałem o tym, że znam Wielkiego Bu. To sąd stwierdził, że można o panu... Zanim sąd stwierdził, to ja powiedziałem, że znam Wielkiego Bu, bo z nim boksowałem. Na czym polegają te znajomości? Takie właśnie jak z Wielkim Bu.
Z Wielkim Bu boksowałem. To był naprawdę wielki chłop. To jest Wielki Bu, 140 kilo.
Był taki moment, że nie miał odpowiedniego sparingpartnera i po prostu ze sobą sparowaliśmy. Na niczym innym nasza znajomość nigdy nie polegała. Nie było między nami żadnych relacji.
Mieliście jakieś spotkania poza ringiem? Mieliśmy spotkanie po wielu latach na Stadionie Lechii, gdzie był wówczas przyjmowany jak gwiazda, bo walczył w MMA i ciężko było mu dojść do mnie. Tam się przywitaliśmy. Powiedział, że poukładał wówczas swoje życie, że ma dziecko, więc pomyślałem, że dam mu super książkę o Sergiuszu Pioseckim i Sergiusza Pioseckiego.
To jest taka postać, która mnie inspiruje. Czyli i gangstera, który potem służył państwu polskiemu. Może zna pan redaktor postać, Sergiusz Piosecki? Nie do końca.
To agent wywiadu i kontrwywiadu II Rzeczypospolitej, a wcześniej morfinista, narkoman, największy w moim uznaniu polski emigracyjny, literat po roku 1945 i żołnierz Armii Krajowej. Taka chrześcijańska droga Sergiusza Pioseckiego od powiedzmy gangstera z buja do kogoś, kto służy państwu polskiemu. I tam na stadionie powiedziałem wielkiemu, jak będziesz w Warszawie, to się odezwij, coś ci dam, żebyś naprawdę nie schodził ze złej drogi.
Chyba się nie spodziewał książki. A dostał książkę. No tak, ale jak pan powiedział, będziesz w Warszawie, coś ci dam, odezwij się, to niekoniecznie myślał, że to tylko książka będzie.
Dostał książkę. Mam nadzieję, że mu pomoże i że będzie służył dobrej sprawie, że będzie dobrym człowiekiem. Na tym polegają te znajomości.
Ja nie mam takich znajomości, jak myślę sobie o Warszawie. Nie chcę za dużo czasu w tym programie poświęcać mojemu kontrkandydatowi. Ale jeśli zobaczymy, co zrobiono wokół akcji z wielkim bus, którym po prostu biłem się w ringu i który jest osobą, był w dużej części osobą publiczną, bo walczył w Fame MMA i wiele ludzi go podziwiało.
A jaka cisza panuje nad żywą wioską archeologii Rafała Trzaskowskiego, gdzie skazanemu pedofilowi, nie tylko mam z nim zdjęcia, ale jeszcze mu płacił jakieś środki finansowe. Czy co dzieje się z Jolantą Lange, która współodpowiada, być może jest podejrzana za zamordowanie księdza Blachnickiego. No to zobaczymy, panie redaktorze, że gdzieś te w ogóle poziomy się nawet ze sobą nie spotykają.
Między Noą a Wielkim, bo nie było w ogóle nigdy żadnej transakcji finansowej, ani kropli wypitego alkoholu. Po prostu ze sobą boksowaliśmy, a potem dwa razy się spotkaliśmy. A tutaj mamy jakiś... A gdy przystępował pan do tej najpierw nie tyle kampanii, co tego tej pre-kampanii, tego castingu na bycie kandydatem obywatelskim, ale wspieranym przez Prawo i Sprawiedliwość, to zgaduję, że wówczas Jarosław Kaczyński wypytywał.
Co mogą na ciebie mieć? Są takie dyskusje w drodze do kandydatury. Są pytania o tym, jakie są potencjalne zagrożenia kampanii. No to jest właściwie kuchnia każdej kampanii prezydenckiej.
Pan redaktor, pan kandydat na pewno też sobie robił rachunek sumienia. Jak ma się czyste sumienie, to nie trzeba. No ja też mam czyste sumienia, ale rachunek trzeba zawsze zrobić.
A ja z tych co nie robię. Nie chodzę do spowiedzi. No to przykro.
Zachęcam. Ja chodzę i daję moc. Ale dobrze.
Jak pan zostanie prezydentem, to uznam to za rozkaz i wtedy pójdę. O, to tak się umawiamy. To będę miał mały sukces duchowy.
Ale tak, rozważałem niektóre rzeczy, z których może pójść jakiś rodzaj publicznego ataku, ale odpowiedziałem tak jak pan redaktor teraz. Ja na przykład części tych rzeczy przyniosłem też panu redaktorowi książkę, którą napisałem pod literackim pseudonimem Tadeusz Batyr, a więc z powiedź Nikosia. Gdyby ktoś mnie zapytał przed kampanią wyborczą, czy to może być jakikolwiek problem w czasie kampanii wyborczej, to bym powiedział, no, chyba jesteście niepoważni do końca, że pseudonim literacki, z którego korzysta się przynajmniej od, twórcy korzystają przynajmniej od XIX wieku, jak nie wcześniej.
A tutaj chyba jesteśmy do siebie... No właśnie. Ja znam tych największych z XIX wieku. Zresztą chyba jesteśmy tu podobni, Mr. X. Zaczynałem jako Mr. X, tak.
Proszę bardzo. Ale z tą różnicą, że nie występowałem wtedy, dziękuję, przed kamerą, żeby mówić, że Krzysztof Stanowski to jest znakomity dziennikarz. Ja tak nie powiedziałem.
Przejrzałem sobie ten wywiad. Ta konwencja była potrzebna, naprawdę. Ja nie mówiłem w tym fragmencie wywiadu, który widzieliśmy publicznie, że Karol Nawrocki to jest super gość w ogóle.
Tylko mówiłem, że Karol Nawrocki zainspirował Tadeusza Batyra, bo w istocie tak było. Dlaczego nie pod swoim nazwiskiem? To był moment, w którym zmieniałem Instytut Pamięci Narodowej na Muzeum II Wojny Światowej. A tam był naprawdę, była polityczna batalia o Muzeum II Wojny Światowej.
Nie chciałem wnosić tematów, którymi zajmowałem się w Instytucie Pamięci Narodowej do Muzeum II Wojny Światowej. A poza tym ta literacka konwencja dawała też taką możliwość, aby wywołać właśnie ten temat. Byłem pierwszym historykiem, który badał transformację przestępczości zorganizowanej z PRL-u do III Rzeczpospolitej.
Ten temat był zupełnie niezagospodarowany, bo trzeba było, nie chcę mówić sam o sobie, ale trzeba było odwagi, żeby go podjąć, bo to są naprawdę wielkie środki finansowe, które wciąż chodzą w XXI wieku. Chodziły także w latach dziewięćdziesiątych. Więc to była konwencja, która miała ten temat wywołać i to się udało.
Ja robiłem konferencje naukowe i wydałem też książki pod swoim nazwiskiem. Już takie typowo naukowe. Byłem redaktorem w odniesieniu do przestępczości zorganizowanej.
Ta konwencja pozwalała na zdobycie nowych informacji, świadków i źródeł. Do dnia dzisiejszego mam około 90 tomów nie przeanalizowanych akt, bo potem tak dynamicznie się potoczyło moje życie, że w to do końca nie zajrzałem. To jest ciekawy temat, naprawdę.
Tylko jak to wszystko zbierzemy w jedną całość, to ja też się nie dziwię troszeczkę osobom panom nieprzychylnym, że oni kreują obraz człowieka, no właśnie, karka, który się bije, który ma podejrzanych znajomych, który jest zafascynowany mafią, którego mafii pisze książki. Nagle się okazuje, że mamy przed sobą typa z podciemnej gwiazdy. Gdy ktoś jest pana przeciwnikiem, to dość łatwo ulepi sobie takiego bałwanka ze śniegu właśnie i przyczepi mu rogi diabła i ubierze go i, nie wiem, pistolet mu jeszcze da do ręki.
Bo jak się to wszystko zbierze, te małe elementy, te puzzle do kupy, no to może taki obrazek powstać. To trzeba bardzo chcieć. Ale ludzie bardzo chcą.
Przeciwnicy bardzo chcą. To trzeba naprawdę bardzo chcieć zobaczyć taki obraz, bo żeby oddać kontrobraz, kontrpanoramę tego obrazu, który pan redaktor wyrysował, to ci ludzie, którzy choćby na Pomorzu czy w Gdańsku mnie znają, to wiedzą, że to jest człowiek, który odnalazł żołnierzy na Westerplatte i ich pochował. Który pielęgnował i dbał o pamięć narodową.
Który walczył o żołnierzy podziemia antykomunistycznego. To człowiek, który z Instytutu Pamięci Narodowej zrobił Instytut Przyszłości Narodowej. Wszedł w zakres nowych technologii, biura nowych technologii i takich technologii, które do tej pory nie były wykorzystywane.
Nie chcę mówić o swoich kolejnych naszych, wspólnych naszych zespołów sukcesach. Więc naprawdę trzeba chcieć zobaczyć taki obraz. To przecież ojciec, trójki dzieci i mąż.
No więc jakby każdy może sobie stworzyć taki mój obraz, jaki chce. To jest oczywiście w wolnym świecie do zrobienia. No ale to jest jedno z zainteresowań badawczych.
Musiał pan liczyć się z tym, że 40%, 35% osób zainteresowanych polityką właśnie będzie chciało stworzyć obraz, w którym będzie pan w ultra złym świetle przedstawiany. To się zadziało. Czy troszeczkę nie mógł pan tego przewidzieć i pewnych rzeczy rozładować? Przed kampanią powiedzieć Tadeusz Batyr to ja.
Albo słuchajcie, ja tutaj sparowałem z takimi ludźmi, kogo ja nie znam, kto to się nie przewinął przez moje życie. Przecież zdjęcie z Wielkim Busam wrzuciłem do mediów społecznościowych zdaje się jeszcze przed kampanią wyborczą. Więc jakby to nie jest kwestia rozładowywania, tylko taka świadomość, że publikowanie książek pod pseudonimem literackim w cywilizowanym świecie nie powinno stanowić jakiegokolwiek problemu.
Dzisiaj mało wpadkę pan za notową, mówiąc, że prokuratura umorzyła śledztwo. Tymczasem prokuratura powiedziała, że wcale nie. Chodzi o te apartamenty pana.
Nie pana apartamenty, tylko muzeum. Tak. Czytałem w gazecie wyborczej, że śledztwo, to był taki artykuł, że śledztwo albo jest umorzone, albo rzeczywiście potwierdzono w tym śledztwie, że miałem możliwość dokonywania różnych zwolnień i decyzji.
Dzisiaj, jak słyszałem, prokuratura tego nie potwierdziła. Tak jak mówiłem w czasie konferencji prasowej, bardzo krytycznie oceniam gazetę wyborczą i wszystko, co tam się pojawia. To akurat nas łączy.
To nas łączy z całą pewnością. Ale dzisiaj też dostałem taki wypis z Excela, z zapytania publicznego w tej kwestii, o którą pan pyta. No i ona jasno wskazuje, tak jak mówiłem od początku, że część zasadnicza tych rezerwacji zupełnie nie była wykorzystywana, na części byli zupełnie inni goście.
To jest akurat taka konstrukcja propagandy telewizji rządowej z tymi apartamentami, że ona jest przerażająca. Jak tylko znajdę czas, to naprawdę pociągnę ich do odpowiedzialności, bo te paski 200 dni apartamentu, gdzie ja mam, wy pan redaktor, drodzy państwo, zdjęcia z Sylwestra z córeczką na Barana, czy mam faktury z wyjazdów na Walentynki z żoną, oni piszą, że ja w tym czasie byłem i siedziałem w Muzeum II Wojny Światowej, no zrobili taką propagandową akcję. Nie pierwszą i nie ostatnią.
Dużo jeszcze takich odkryć przed nami? No zobaczymy. Może jest coś, czego pan się spodziewał, czeka na detonację i tak siedzi pan na bombie troszeczkę. Którego dnia to w końcu pierdyknie.
A wyglądem jakbym siedział na jakiejś bombie. Jest pan nadzwyczaj wyluzowany. To aż mnie zaskakuje, bo gdy obserwowałem pana wyłącznie za pośrednictwem mediów, to sprawiał pan wrażenia człowieka, nawet pana tak określiłem, chyba bota.
Człowieka bota, takiego bardzo komputerowego, robota, którego można gdzieś tam... Mówią na mnie AI, nie? Nawrocki to jest AI. AI to by był komplement, a bot to niekoniecznie. Jeszcze niedopracowany.
Tak, to taka wersja z 97. Wersja soft. Na Amigę albo Commodore.
Tak, coś takiego. No nie wiem, to pana redaktora ocena, czy tych, którzy tak mówią. Ja nie czuję się botem.
To ja ocenę swoją wystawię być może na koniec. Przejdźmy do rzeczy dla kraju ważnych i bardzo ważnych. Przejdźmy do tego, jaka to ma być prezydentura, jeśli pan wygra.
Jaką Polskę pan sobie wymarzył? To jest jedno z tych pytań, które zadaję każdemu kandydatowi na prezydenta, bez względu na to, jaki ma poparcie, bo każdemu chcę dać równy szansę. Ja marzę przede wszystkim o Polsce normalnej i sprawiedliwej. Jeśli mógłbym zamknąć to w dwóch hasłach, bo to, co oglądamy dzisiaj, tą presję ideologii, która jest obca, która nie jest nasza i trafia... O tym mówiliśmy w czasie debat, ale tu muszę być konsekwentny, bo ta Polska, którą widzę, to widzę ją w czasie całej swojej kampanii wyborczej, więc nie będę mówił panu redaktorowi czegoś innego, niż słyszał pan redaktor wcześniej.
Tak widzę Polskę normalną, bez obcych ideologii, które naprawdę nakładają presję i na szkołę naszych dzieci, na nasze gospodarstwa rolne, na nasze lasy i na naszą gospodarkę społeczną. Chciałbym takiej Polski, która jest po prostu Polską, z dobrą polską szkołą, z której uczniowie wychodzą Polakami rozmiłowani w naszym dziedzictwie kulturowym i w tym kim jesteśmy i kim mamy pozostać. Oczywiście widzę też polskie dobrobytu.
Przeraża mnie to, co dzisiaj dzieje się i z finansami publicznymi, choć ludzie nie śledzą, bo telewizja komercyjna jedna i telewizja rządowa mogą sobie, wie pan redaktor, znaleźć ekspertów, profesorów, którzy usiądą i powiedzą stan państwa polskiego jest doskonały. No tylko dzisiaj byłem na targu w Radzyminie albo spotykam się z Polakami w 260 powiatach i wszyscy mówią, że jest drogo. Więc widzę Polskę także jako państwo dobrobytu zerowym watem na żywność.
To ważne. To się udawało przez tyle lat rządom Zjednoczonej Prawicy, żeby wat na żywność był 0%, a dzisiaj tego watu na żywność nie ma 0%, ale widzę też Polskę ambitną, rozwijającą się z dużymi projektami, z projektami aspiracyjnymi, z polskim atomem, z CPK takim jakim miał być. Więc moja Polska to jest Polska i bezpieczna, i Polska dobrobytu, przede wszystkim Polska normalna i Polska ze swoimi wielkimi marzeniami i planami.
Ja uznaję, że nie tylko jako historyk, ale myślę, że tutaj ten wkład historyczny jest ważny. Uznaję, że my nie możemy sobie jako naród polski pozwolić na to, żeby przestać mierzyć wysoko, żeby przestać patrzeć wysoko. W takiej jesteśmy konstrukcji geopolitycznej, że my musimy być cały czas ambitni, dążyć do wielkich planów i się rozwijać, bo inaczej znikniemy.
A jak jeszcze jest presja ideologiczna, a więc Polska nie jest normalna, to niestety idziemy drogą do zapaści gospodarczej i być może tego, że w kolejnych dekadach, czy w kolejnych wiekach w ogóle nie będzie takiego zjawiska, jak Rzeczpospolita Polska. Pan mówi o zerowym wacie na żywność, o niższym wacie w ogóle, 22% zamiast 23%. Mógł pan wrzucić 21%, no co panu szkodziło? Wyliczałem to.
Raczej nie ja, tylko moi eksperci podatkowi. Trzeba było zmienić ekspertów. Sam pan powiedział, że mogłoby liczyć to, co się chce.
Byłoby 21%, oczko jeszcze lepiej by siadło. Nie, tutaj jeśli chodzi o sprawy ekonomiczne, podatkowe, to naprawdę otwieram się na wiedzę od ekspertów. Prezydent jest menadżerem państwa też.
Musi wiedzieć, do kogo zadzwonić, z kim porozmawiać, kogo posłuchać. Nie oszukujmy się. Żaden prezydent żadnego państwa nie ma tak szerokiej wiedzy w każdym aspekcie życia społecznego, żeby mógł podejmować, musi podejmować decyzje sam.
Ja będę takim prezydentem, ale musi jednak słuchać też tych ekspertów, którym ufa. Tu w kwestiach podatkowych oczywiście ja wiele godzin przedyskutowałem ze swoimi doradcami, ale to nie takie proste, żebym wpisał 21%, a nie 20%. Proste.
Wpisał pan 30% obniżki. Jestem odpowiedzialny. Ale to zaraz do tego dojdziemy, bo mówi pan tak.
Niższy VAT, zerowy VAT na żywność, niższe podatki, bo poprzez różne ulgi one generalnie mają być niższe. Jednocześnie miliardy na technologię, armia 300 tysięcy, CPK, elektrownie atomowe, wyższe emerytury, dotacje dla każdej gminy na budowę schronów. Czy to nie jest robienie z ludzi idiotów? No przecież jak można zabrać państwu pieniądze, a jednocześnie obiecać wydatki takie? Oprócz tego, że to nie są kompetencje prezydenckie, to jeszcze do tego dojdziemy.
Ale jak się panu to budżetowo wszystko skleja? Albo pana doradcom, jak się to skleja? Z jednej strony obciąć wpływy do budżetu, a z drugiej strony dmuchnąć taki program, po którym tylko trzeba by się ogłosić kolejnym Karolem, który zostanie papieżem. No nie jest tak do końca. To jest plan oczywiście na kadencję, na pięć lat.
To jest zapisana wizja Polski, która oddaje pewną emocję, wrażliwość samego kandydata, ale też oddaje emocję społeczną. Bo ja ten program przecież tworzyłem także z Polakami. Po prostu spotykając się z nimi i rozmawiając.
Taki powinien być prezydent. On rzeczywiście jest człowiekiem, który słucha Polaków, przygląda się ich emocjom i potem stara się forsować to, co dla Polaków jest najważniejsze. To jest chyba w ogóle główna rola prezydenta państwa polskiego przy tych kompetencjach, które są zapisane w dzisiejszej Konstytucji.
Jak mówi, będziemy zaraz rozmawiać o kompetencjach. Jeśli chodzi o kontrakt podatkowy, on jest możliwy do zrealizowania przy uszczelnieniu luki VAT-owskiej. My się przyzwyczailiśmy do tego i Pan redaktor też i może nasi widzowie, że jak głosujemy na Donalda Tuska, to z nim zawsze idą mafie VAT-owskie i zawsze jest luka w podatku VAT, którą udało się jednak zlikwidować przed 15 października 2023 roku.
To jest 45 miliardów złotych, które są wywożone albo za zagranicę, albo są po prostu kradzione przez mafie VAT-owskie. Jak zobaczymy, że mamy 45 miliardów złotych, a to jest siódmy punkt mojego kontraktu podatkowego, a więc pancerz budżetowy, pancerz na polskie finanse publiczne i doszczelnienie podatku VAT, to zobaczymy, że te obietnice, które są w pozostałych sześciu punktach kontraktu można zrealizować przy konsekwentnej polityce państwa polskiego, polityce fiskalnej. – Ja tylko przeczytam.
Moni.pl. Luka VAT rośnie od dwóch lat. Jest to artykuł z 2024 roku z czerwca. Jej skok zanotowano już w 2022 roku.
W końcówce rządów premiera Morawieckiego wzrosło ponad 40 miliardów złotych. Wynika tutaj ze słów Sławomira Dudka, szefa Instytutu Finansów Publicznych, że w 2023 roku dziura podatkowa podwoiła się. Więc może nie zrzucajmy całej tej dziury VAT-owskiej na Tuska i PO, bo to jest problem, który się powtarza bez względu na to, – Tylko nikomu, panie redaktorze, nie udało się na etapie rządów, tak jak rządom Zjednoczonej Prawicy, tak docisnąć, doszczelnić luki VAT-owskie, jakby pan spojrzał na te statystyki wcześniej, jak rządom Zjednoczonej Prawicy.
I to jest prawda. Za czasów działania Krajowej Administracji i w ogóle działania Krajowej Administracji Skarbowej w tamtym czasie mocno doszczelniły Polski system fiskalny, system podatkowy. Ja nie tylko z tego helikopterview przyglądam się temu, bo to są dane statystyczne, statystyki.
No i muszę powiedzieć, że nie tylko za sprawą i nie za sprawą swojej żony, która jest funkcjonariuszem KAS, to nie są informacje od niej, ale jestem w kontakcie także z funkcjonariuszami Krajowej Administracji Skarbowej i ze związkowcami. I naprawdę to widać na samym dole funkcjonowania tej instytucji. Po prostu pewna presja ściągalności podatków po dojściu rządu Donalda Tuska głęboko spadła.
Nie ściga się tych spraw, a te środki finansowe są potrzebne. Nie może być tak, że uczciwie zarabiający obywatele państwa polskiego i odprowadzający podatki są gorzej traktowani niż mafie vatowskie. – Czyli trochę z tego, co pan powiedział, wybrzmiało, że pański program to jest zbiór marzeń Polaków.
Że pan rozmawia z Polakami, wsłuchuje się w ich pragnienia i ten program oddaje to, o czym marzą Polacy. To brzmi trochę, jakbyśmy pisali jednak baśnie tysiąca i jednej nocy, a nie program wyboczy. Bo program to chyba coś, co się ma zamiar zrealizować, a nie zbiór mokrych snów Polaków.
– Ja będę reprezentantem jako prezydent państwa polskiego także społecznej emocji. – Ale gdyby społeczne emocje były takie, że musimy polecieć na Marsa, to by pan tego nie wpisał w program wyboczy. – Ale nie, żeby była jasność.
Program jest wypadkową tego, co słyszę od Polaków. To, że słyszę w 260 miejscach, że jest bardzo drogo, to jest rzecz, która nie jest dla mnie obojętna. Mówię szczerze.
Słyszę, że Polakom żyje się gorzej niż rok, niż dwa lata temu. Więc to jest zadanie dla przyszłego prezydenta, aby zająć się tą sprawą. Stąd wracamy do tego VAT-u na żywność 0%, czy do niższego VAT-u na energię elektryczną i na gaz.
OK. Są też w tym rzeczy, które są moje, autorskie. Tak jak mówię w Instytucie Pamięci Narodowej, dokonałem rzeczy, z których jestem bardzo dumny, czyli stworzyłem Biuro Nowych Technologii.
Mam nadzieję, że widzowie Kanału Zero znaleźli na Steamie Instytut Pamięci Narodowej i grali w grę szyfrów o roku 1920, czy w grę lotnicy, która jest takim stylem edutainment, czyli to jest i rozrywka, i nauka. To jest zupełnie nowy poziom edukacji. Najlepiej, jak będziemy tworzyć nowe technologie, a nie Biura Nowych Technologii.
To jeszcze punkt wyżej by było. Ale to Biuro Nowych Technologii stworzyło jako pierwsza instytucja w państwie polskim dwie gry, którymi zachwycali się Amerykanie, którymi zachwycały się IPN-y i środowiska edukacyjne w całej Europie. Przyjeżdżali do nas Amerykanie, panie redaktorze i mówią, wy Polacy robicie gry o historii, o prawdziwej historii.
Wszystko przetestowane i to weszło prof. Przemysława Czarnka do podstawy programowej. Jak przyszła pani Nowacka, to od razu wyrzuciła pierwszą grę w polskiej podstawie programowej, bo została stworzona przez Instytut Pamięci Narodowej. Czemu o tym mówię? Mówię o tym dlatego, że na tym polu jakim był Instytut Pamięci Narodowej udało mi się dokonać pewnego skoku technologicznego opowieści rzeczy trudnych.
Opowieści rzeczy naprawdę trudnych, no bo dwa systemy totalitarne, śmierć, wojna, zniszczenie. Jak posłuchałby pan, czy państwo, mamy takie, jest takie ciało, kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, bardzo młodzi, bardzo mądrzy profesorowie, doświadczeni. Wasz współpracownik jest w nim także w tym ciele, którego pozdrawiam, profesor Andrzej Nowak, który mnie wspierał jako jeden z niewielu.
Tak, uda się to zrobić. Uda się zrobić grę, ale większość mówiła, człowieku, człowieku, no jak ty chcesz robić gry i nowe technologie w opowieści o tak trudnych sprawach? Powiedziałem, że to zrobię i to zrobiłem. I dlatego rozmawiając o programie, muszę powiedzieć, że w tym planie 21 też są oczywiście moje autorskie pomysły, czyli takie jak próba właśnie, czy stworzenia Funduszu Technologii Przełomowych i to już jest jeden z moich postulatów.
Tak, na to też są potrzebne środki finansowe. 5 miliardów? Tak, na to są potrzebne środki finansowe i współpraca z rządem. To jest mój plan, który muszę zrobić z rządem polskim.
Jakikolwiek on nie będzie, a więc na początku rozpocznę dyskusję z tym rządem, który zastanę jako prezydent państwa polskiego. My jesteśmy w technologicznej rewolucji. Nie muszę tego tutaj tłumaczyć.
My tego nie możemy przespać. Ja nie wiem skąd rząd znajdzie środki finansowe. Niech uszczelnia VAT, niech ogranicza środki finansowe na rzeczy, które są mniej ważne jak dzisiaj.
Ale to zaraz, pan może powiedzieć, że te środki są ultra ważne, że 5 miliardów na nowe technologie. Ale rozumiem, że to jest pewien, jak pan to nazywa, kontraktem, że jak pan wygra, to to będzie. Tymczasem teraz pan mówi, że jak pan wygra, to pan powie rządowi, że trzeba to zrobić.
Pana nie interesuje skąd wezmą pieniądze. Ale oni mogą powiedzieć, panie, to nie nasz program. Myli pan redaktor.
Mój plan wyborczy, Plan 21, jedną z części tego planu jest kontrakt. Kontrakt jest podatkowy. To będzie, to zrobię.
W Planie 21 jest wizja moich pięciu lat prezydentury. I w tym Planie 21... I rozumiem, że to jest plan, te 5 miliardów być może na końcówkę prezydentury, jak się zmieni rząd. Prezydent mówi wam, czy kandydat dzisiaj na prezydenta, a prezydent mówi wam, nie możemy przespać rewolucji technologicznej.
Ale przecież rząd powie panu, już my wiemy, co mamy robić. Niech pan się na mnie wkrąca. No nie wiem, czy z takim świeżym mandatem, świeżym mandatem wyborczym, w momencie, w którym zmieni się cała dynamika polityczna, będą tacy w większości parlamentarnej, na pewno będą tacy w większości parlamentarnej, którzy powiedzą, ten człowiek ma wizję, na tego człowieka zagłosujemy.
A czemu to mówię? Dlatego, że jak zostawałem prezesem IPN-u, pan redaktor tego nie śledził, widzowie może tego nie oglądali, ale jak zostawałem prezesem IPN-u, nie miałem szans zostać prezesem IPN-u. W Sejmie wybrał, także głosownik Konfederacji, o tym mówiłem na ostatniej naszej debacie, ale w Senacie nie było w większości środowisk, które chciałyby mnie poprzeć. I wie pan redaktor, co się stało? To było jedyne personalne głosowanie, które wygrał człowiek wskazany przez Prawo i Sprawiedliwość i popierany przez Konfederację.
Część PSL-u zagłosowała za mną i Antoni Mężydło, odważny człowiek, działacz opozycji antykomunistycznej z Platformy Obywatelskiej, dociskany przez Platformę, że jak się wyłamie z dyscypliny, to spotka go coś złego. Powiedział nie. Ja na człowieka, który przywrócił kształt Westerplatte i ma zostać prezesem IPN-u, zagłosuję, zagłosował i zostałem.
Taką samą dynamikę będziemy mieli, gdy zostanę prezydentem Polski, bo są tam ludzie przyzwoici. I w polskim stronnictwie ludowym, nie wyobrażam sobie, że polskiemu stronnictwu ludowemu części tego ugrupowania nie będzie zależało na tym, aby Polska się rozwijała. I w konfederacji, i w wielu środowiskach politycznych są tacy, którzy chcą zobaczyć wizję, marzenie, nadzieję, jak kontrakt zrealizuje, a plan będę realizował konsekwentnie.
Ale przecież tym, jak wygląda Polska, jak wyglądają podatki i na co przeznaczamy środki z budżetu, decyduje dzisiaj koalicja rządząca. I nie uzyska Pan takiego poparcia, żeby dzisiaj powiedzieć ludziom, dać im słowo, że Pan to wszystko wprowadzi. Pan może tylko dać słowo, że Pan się postara.
Ale ja mogę dać słowo, że się postaram jutro przebiec 100 kilometrów. Mogę się nawet postarać, ale nie przebiegnę. Cech ewolucjonalnych są ważne.
Ograniczenia i predyspozycje też są ważne. Też są ważne, ale jest ważna też wyobraźnia polityczna i wyobrażenie pewnej dynamiki politycznej w państwie. Mam takie doświadczenie, dlatego się z Panem redaktorem dzielę.
Co jest alternatywą? Dobrze, porozmawiajmy inaczej. Alternatywą... Mamy rozmawiać realnie? Tak. No przecież Pan w tych wyborach jest od tego, żeby przekonać część społeczeństwa, która nienawidzi Donalda Tuska, że Pan zablokuje wszystko, co wymyśli Donald Tusk.
Nie zablokuję. A druga strona widzi w Panu tego, który może przeszkodzić w zrobieniu całkowicie porządku. Zła uliczka.
Dlaczego? Bo ja pomogę Donaldowi Tuskowi zrealizować część z jego stu konkretów. Które? Podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Przepraszam.
No tak. Tak, tak, tak. Tak, tak, oczywiście.
Rząd PiS, rząd Prawa i Sprawiedliwości podwyższył ją. Ale on już nie chciał realizować punktów. Rząd PiS podwyższył ją dziesięciokrotnie z trzech tysięcy z kawałkiem do trzydziestu tysięcy.
Donald Tusk w stu konkretach obiecał sześćdziesiąt tysięcy. Ale już nie obiecuje. Ale jak mu przykro.
Znaczy Rafał Trzaskowski obiecuje, ale po wyborach to już nie będzie aktualne. Ja przychodzę z wielkim chrześcijańskim miłosierdziem zatrzymać te złe tendencje, które chce wprowadzić Rafał Trzaskowski jako człowiek zarządzany joystickiem o timingi przez Donalda Tuska. Ale też pomóc Donaldowi Tuskowi zrealizować to, co obiecał Polakom wśród stu konkretów.
Kwota wolna od podatku. Jestem otwarty. Czyli Donald Tusk ma dobre pomysły? Mało.
Bardzo mało. Ale ma dobre obietnice. To jest regularny kłamca, panie redaktorze.
Rozmawiamy o człowieku, który nas oszukuje od dwudziestu lat. Ja jeszcze nie mam doświadczenia oszukania Polaków ze swoich... Tylko od trzech miesięcy. Nie.
Nie. Nie oszukuję. Siedzę, mówię, odpowiadam na pytania.
Batyr Grand Hotel, coś tam. Mówię, odpowiada pan. Jasne.
Mnie to jednak się wydaje, że wy wszyscy w tej kampanii nabijacie wyborców w butelkę. Pan ma tę przewagę, że pan naprawdę może zagrać kartą, że ja to dam popalić tym z platformy i nie pozwolę, żeby dalej robili z Polską to, co robią, bo taka jest mniej więcej wasza narracja. Ale te wszystkie obietnice, że coś wprowadzę, no to są bajeczki.
Obietnice pod tytułem zablokuję, nie pozwolę. No to tak, w porządku. To wszystko się zgadza.
Ale obietnice pod tytułem dam, rozdam, stworzę, no to przecież prezydent ma ładnie wyglądać, żołnierze mają mu salutować, ma odbierać telefony z Paryża czy z Waszyngtonu, rozdać parę medali. Takiego prezydenta w takim wydaniu, z którym Pan redaktor teraz rozmawia i z taką przeszłością, takiego ludowego prezydenta, z ludu wybranego i dla ludu ustanowionego, z Polaków wybranego i dla Polaków ustanowionego, żeby nie iść za daleko w tych porównaniach, nie było. Jeszcze nie było.
Ale przypomnę też Panu redaktorowi, że to... Zaraz, zaraz, zaraz. A nie, dobrze, może Lech Wałęsa na początku lat dziewięćdziesiątych, tak. To był też taki ludowy, chociaż nie chcę się z nim porównywać z różnych przyczyn, ale ludowy.
Ale czym Pan się różni od wszystkich poprzednich wybranych? No choćby tym, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, od czego rozpoczęliśmy naszą rozmowę, że jestem człowiekiem z krwi i kości, który oglądał Polskę naprawdę, nie z salonów, nie tylko z akademii, choć też jestem jednak doktorem historii, napisałem nie tylko te książki, które Panu redaktorowi przyniosłem. Jest jeszcze jedna do pokazania. Tak, jest jeszcze jedna.
Lechia i Juventus więcej niż mecz. Pan też czytał, czytałem Spalonego Iwana, więc przyniosłem jeszcze Lechia i Juventus więcej niż mecz. Z Mariuszem Kortkiem napisałem taką książkę kiedyś o jednym meczu.
Myślę, że to o zabezpieczeniu operacyjnym Służby Bezpieczeństwa, meczu, który jest najważniejszy w Gdańsku niestety do dnia dzisiejszego, bo nic większego się nie wydarzyło niż mecz z Juventusem Lechii po zdobyciu Pucharu Polski. Ciągle czekamy. Ulubiony piłkarz Lechii? No to trudna decyzja, bo z nami ich zbyt wielu.
Wolałbym nie wybierać, ale... Nie? To trzech może Pan podać. Z obecnych czasów, z lat 90. i z lat 80.
Po jednym. Grzegorz Pawłuszek. Grzegorz Pawłuszek, którego rzeczywiście lubiłem.
Bardzo lubiłem. Mam nadzieję, że kibice Lechii się na mnie nie obrażą, ale bardzo ceniłem Abdurazaka Traore. A dlaczego mieliby się obrazić za to? Ładnie strzelał z przeobrotki.
Dobry zawodnik, tak. I Sławka Wojciechowskiego. Sławomira Wojciechowskiego też.
Taka legenda Lechii. Chociaż z lat 80. Jacek Grębocki wówczas w latach 80.
Było trochę tych piłek. No dobrze. Test wiedzy o piłce Pan zdał w tym momencie jak najbardziej.
Jak jest Jacek Grębocki i Sławomir Wojciechowski wymienieni, to znaczy, że ta wiedza jest niezdobyta wczoraj. No dobrze, wróćmy. Kandydat Ludu.
Pierwszy taki od czasów Wałęsy, jak Pan powiedział. Myślę, że tak głęboko z tej tkanki społecznej wybrany to wydaje mi się, że tak. To w ogóle skłania do takiej dyskusji o tym, jak dzisiaj wygląda polityka.
Chyba też mam pierwszy raz okazję powiedzieć i cieszę się, że to u Pana redaktora w programie, bo ja jestem zawiedziony tym, jak wygląda dzisiejsza polityka i model polityków często przychodzących naprawdę od teczki do teczki. Jak patrzę na polityków w moim rodzinnym mieście Gdańsku, to się zastanawiam kiedy oni są gotowi słuchać ludzi. Znaczy skąd oni wynoszą świadomość o tym, jakie Polacy mają problemy.
On jest tak, najpierw w teczkowym radnego, potem radnym, potem w teczkowym ministra albo wiceministra, potem wiceministrem i ministrem i mówi, że reprezentuje ludzi. Moja droga jest zdecydowanie inna. Jak Panu się uda, to też się Pan zamknie w pałacu, będzie jeździł z ochroną i też straci Pan kontakt z ludźmi.
Panu się wydaje, że Pan go nie straci, a Pan bardzo szybko polubi to życie w izolacji. To samo mi mówili jak zostawałem, ja wiem, że Pan bagatelizuje trochę Instytut Pamięci Narodowej. Ja jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej byłem według precedencji 15.
urzędnikiem Państwa Polskiego. To jest bardzo ważna instytucja Państwa Polskiego. 2,5 tysiąca pracowników z 20-letnim ponad doświadczeniem.
I to samo mi mówili jak zostawałem prezesem IPN-u. Znaczy koledzy. Zostaniesz prezesem, to nie będziesz miał dla nas czasu, nie pograsz z nami w piłkę, nie będziesz miał czasu nawet obejrzeć z Antkiem ze swoim synem meczu, czy pograć w koszykówkę z Danielem.
No nie. Nie jestem taki, ale to doświadczenie, które pozwalało mi oglądać życie z różnych perspektyw, z takich nieoczywistych dla polityków sprawia, że czuję się mocno społecznie. Że rozumiem, co do mnie mówią Polacy i czego oczekują.
Ale jeszcze jedno chcę powiedzieć Panie Redaktorze, bo od tego zaczęliśmy. Że ci przychodzący po roku 89 politycy, dlatego jestem zawiedziony dzisiejszą polityką, że to są często w różnych środowiskach politycznych, żeby była jasność. Teczkowi, czy tacy, którzy odrywają się regularnie od społeczeństwa i mają taką typową karierę partyjną, która odrywa ich od pewnych emocji społecznych.
Ci politycy, niezależnie od tego, jak ich oceniam po roku 89, bo rozmawialiśmy o Wałęsie, byli jacyś. Oni skądś przychodzili. Z ciężkiej pracy, inni z kartonu, ze strajków, ze styropianu, ze strajków z roku 80, inni z więzienia, z jakiegoś ciężkiego doświadczenia walki z komuną, inni byli komunistycznymi aparatczykami i też przechodzili tą cezurę roku 89.
A dzisiaj wytwarza się taki model polityków, w którym my, obywatele, często jesteśmy gdzieś w ogóle na boku tych problemów. Ja chcę być inny. Ale jednak kandydat ludu to jest ktoś, kogo ten lud wypycha, bierze go na ręce i zanosi do Pałacu Prezydenckiego.
To się właśnie dzieje. My jesteśmy świadkami. Nie.
Pana na ręce wziął mimo swojej postury Jarosław Kaczyński. To on pana wziął na ręce i próbuje zanieść. Prezes jest bardzo silny, tak swoją drogą.
Nie wątpię. Prezes jest przystojny, silny, męski i tak dalej. Wszystkie ma, jak trzeba, zalety.
Natomiast to on pana wziął na ręce i próbuje zanieść. To on pana wykreował, to on pana politycznie na tym poziomie stworzył. Przecież gdyby nie decyzja Jarosława Kaczyńskiego, to pańska rozpoznawalność by była na poziomie 1% Polaków.
Myli się pan. Miałem taką rozpoznawalność według tych badań, jaką pan redaktor ma dzisiaj. Około 30% jako prezes IPN.
Redaktor się po prostu nie interesuje narodową pamięcią. Chce mi pan powiedzieć, że pan rok temu szedł do galerii handlowej. I co chwilę pana zaproszono o zdjęcia i wszyscy mówili, o, to jest Karol Nawrocki.
Dzisiaj jest wielki przełom, ale opublikowane ostatnio takie sondaże, to zobaczy pan redaktor. I się tym zdziwiłem, bo dla mnie i dla pokolenia mojego syna, no wiadomo, dla pokolenia mojego syna i dla współpracowników, którzy przyszli ze mną, Krzysztof Stanowski, no to jest najbardziej znany człowiek w ogóle w Polsce. To jest naturalne.
I dla naszych widzów. Natomiast pewnie też sam pan się zdziwił, że jak odpalił pan sondaże, było 30% rozpoznawalności. Że gdzieś tam gminy, powiaty... W porządku, ale ja mówię, co było zanim pan został kandydatem na prezydenta? Był ten sam poziom, w niektórych środowiska.
Ten sam poziom co pana redaktora, nie co dzisiaj. Tylko zupełnie inne środowiska mnie rozpoznawały. Wszystkie środowiska patriotyczne, środowiska, z którymi współpracowałem.
Każdy wiedział, kto to jest prezes Instytutu Pamięci Narodowej w miejscach, które żyją, historią, tak jak pana redaktora rozpoznawały wszystkie miejsca, które żyją internetem, tylko internet ma większą moc. Ale dzisiaj jest radykalny przełom rozpoznawalności. Ja w ogóle nie kwestionuję dzisiejszej pana rozpoznawalności.
Ja tylko mówię, że jeśli chce pan się porównać do kandydata ludu, no to kandydatem ludu jest ktoś, kogo lud prosi o to, żeby... I tak się stało, w istocie. Żeby wziął na siebie ten ciężar prezydentury. Pana poprosiła jedna osoba.
Gdyby ta osoba miała inny pomysł tego dnia, gdyby wstała inną nogą albo wpadła na korytarzu na kogoś innego, ktoby ją przekonał, to by kto inny dzisiaj miał tą rozpoznawalność. Ja z Krzysztofem Stanowskim muszę odrabiać lekcje przy tym stole, drodzy państwo. Niech pan odrabia.
Muszę odrabiać lekcje z obywatelskości i z tego, kto mnie wystawił. Szczególnie, że w Kanale Zero jednym z prowadzących jest prof. Andrzej Nowak. Tak.
To ten człowiek, z Komitetem Obywatelskim, z tysiącem ludzi świata akademickiego, z świata artystycznego, wystawił Karola Nawrockiego jako kandydata obywatelskiego. Ja zostałem postawiony w takiej sytuacji, że byłem kandydatem obywatelskim, ktoś dostrzegł we mnie kandydata na Urząd Prezydenta, wyraziłem na to zgodę, ale powiedziałem jasno, mój start w wyborach prezydenckich bez poparcia praw, mnie interesuje tylko zwycięstwo dla Polski. Mój start, ja nie chciałbym być tam Arturem Bartoszewiczem w tym kontekście, czy panem Maciakiem, którego zapytał pan redaktor, kim jest.
Ale nie wiem. No właśnie, ja też nie wiem. Ale interesuje mnie zwycięstwo, więc powiedziałem Komitetowi Obywatelskiemu, że jeśli zostanę poparty przez największą partię w polskim parlamencie, to jestem gotowy startować w tych wyborach, bo ja chcę zwyciężyć.
Nie dlatego, że tak bardzo chcę zostać prezydentem, tylko chcę uratować Polskę przed tym, co jej dzisiaj grozi i realizować swój plan. I dopiero ta konstrukcja sprawiła, że zajęła mią się Prawo i Sprawiedliwość. I to trwało od lutego, to trwało prawie rok.
I miało różne przebiegi, też je komentowaliście. Chce pan powiedzieć, że osoby z pańskiego otoczenia, które najpierw pana przekonywały, potem wierciły dziurę w brzuchu Jarosławowi Kaczyńskiemu i mówiły mu zgódź się na niego, to jest najlepsza opcja? Tego już nie wiem, jak to wyglądało technicznie. Ja się zgodziłem być kandydatem obywatelskim.
Nie wstąpiłem przecież do partii Prawo i Sprawiedliwość. A dlaczego nie? Bo nigdy mnie to nie interesowało. Ja uznawałem zawsze... Może to obciach? Nie, nie.
To nie jest obciach, bo to jest partia, która zrobiła przez ostatnich osiem lat wiele dobrego. No i w ogóle całe środowisko porozumienia Centrum po roku 89. Ja byłem wyborcą Prawa i Sprawiedliwości zawsze.
Uznawałem, że to jest partia, która realizuje polski interes, popełnia też błędy. Może o nich też będzie okazja. Poza tym nie mógłby pan być dyrektorem prezesem instytutu? Prezesem bym nie mógł, ale dyrektorem muzeum bym mógł.
Ale prezesem by pan nie mógł być. Tylko że ja, panie redaktorze, dostawałem propozycję wejścia do życia politycznego już jako naczelnik w instytucie. Do lokalnej polityki.
Na listy radnych. Ja zawsze uznawałem, że ja więcej jestem w stanie zrobić dla Polski. Nie w polityce, bo ja lubię mieć wroga czy przeciwnika naprzeciwko, a nie wokół siebie.
Jednak w partii politycznej jest tak, że więcej tych walk chyba toczy się wewnątrz z całą pewnością niż na zewnątrz. Ja nigdy nie zdecydowałem się wejść do partii. A tych propozycji ze środowisk konserwatywnych dostawałem sporo.
Samorządowych, lokalnych. Po tym jak byłem dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej, także centralnych. I mówiłem nie.
Ja realizuję swoje zadania tutaj na tym polu. Jako prezes IPN nie mógłbym być. Ja widzę, że pan bardzo chciałby mieć wszystkie korzyści wynikające z poparcia Prawa i Sprawiedliwości, ale nie mieć absolutnie żadnych nieprzyjemności związanych z byciem kojarzonym wprost z Prawem i Sprawiedliwości.
Nie wiem, czy tak się da przejść przez życie okrakiem. To nie jest okrak. To pewnie są rzeczy, które wiążą się z ośmioma latami rządów Prawa i Sprawiedliwości, które ja uznaję za bardzo dobre, żeby była jasność dla Polski.
Projekty rozwojowe, polityka społeczna. Zresztą będę strażnikiem tych zdobyczy polityki społecznej Prawa i Sprawiedliwości 13-14 emerytury obniżonego wieku emerytalnego. To są rzeczywiście korzyści, ale to jest też zadanie.
Tak, chcę być strażnikiem tego, co udało się zrobić. I tych wielkich projektów rozwojowych, jak Centralny Port Komunikacyjny. Ale w jakim sensie chcę być strażnikiem? Dzisiaj Maciej Lasek za to odpowiada.
Pan Maciej Lasek odpowiada za to, żeby to się nie zbudowało po prostu. Więc będzie dalej w tym tak budował, żeby nie zbudować. I jak pan chce tą straż sprawować? W ten sposób, że będę głosem 200 tysięcy obywateli, którzy podpisali się pod obywatelskim... To już jest mielona przecież gdzieś tam.
Każdego dnia mielą ten CPK. Nie widziałem tego waszego programu z panem... z panem Wilkiem zdaje się. Rozmawialiście o CPK.
Dzisiaj nagrał komentarz m.in. na temat ostatnich debat i też się odniósł do CPK. Pan odnosi się do debaty w sprawie CPK, tak? Tak, tak. Widziałem gdzieś mi mignęło, ale nie oglądałem tego.
Natomiast widzę, co dzieje się w Polsce lokalnej wokół CPK. Co dzieje się w Kaliszu, który ma być ominięty. Ma być inwestycja, która wyłącza właściwe Kalisz.
Widzę, co mówią mi ludzie w Łomży, którzy tak bardzo czekali na CPK. W Końskich, w których byliśmy razem. Ludzie marzyli, że będą w ciągu 50 minut w CPK.
Zabiera się im tę możliwość. Jastrzębie zupełnie wyłączone, zmazane z tej mapy. Tak, zajeżdża dzisiaj platforma CPK.
Zajeżdża polski atom. Zwija nasze aspiracje i marzenia i dlatego chcę zostać prezydentem, żeby... Akurat w kwestii atomu to przynajmniej komunikują, że coś się dzieje. Ale niewiele się dzieje, bo już jest opóźnienie.
Ciągle wydłużają to opóźnienie. Miał być rok 30, potem 35. Jedni ministrowie komunikują, że o 3, potem, że o 7 lat.
A to jednak rząd Zjednoczonej Prawicy przygotował i współpracę technologiczną z Westinghouse i decyzje środowiskowe i decyzje lokalizacyjne. Ta inwestycja mogła być rozpędzona. Jest gorzej niż było, żeby była jasność.
Pan mówi o rządzie Zjednoczonej Prawicy. Dlaczego pana zdaniem ten rząd stracił władzę? Bo skoro ją stracił, to znaczy, że ludzie, którzy go popierali, przestali go w pewnym momencie popierać. Jakie zostały popełnione błędy, największe błędy przez premiera Murawieckiego i ogólnie rządy Zjednoczonej Prawicy? W komfortowej sytuacji.
Siedzę sobie, batoniki proteinowe leżą. To nie pod pana akurat takie proteinowe. Wiem, że pan pewnie takie spożywa czasami.
Dziękuję za wypowiedź. Sklep sfd.pl zniżka dla widzów kanału. A dla uczestników? Ale nie batonik, czy te zniżki też dla uczestników? Oczywiście.
A jak pan wpisze kod nawrocki.karol, to w ogóle minus 50%. O, dziękuję. W tych ośmiu latach było... Przepraszam, minus 30 jak na prąd.
Nie, nie, nie. To było powiedziane. To pan da 50 na prąd? Nie, biorę 30.
Niech pan da 50 na prąd. Nie, no nie mogę. 50 się nie uda.
30 się uda. Jeśli chodzi o te osiem lat, które konsekwentnie uznaję za sukces rządów Zjednoczonej Prawicy, to były rzeczy, które doprowadziły do sytuacji, od której pan redaktor zaczął. Mówię, że siedzę komfortowo, bo łatwiej jest oceniać niż być w takim trybie decyzyjnym w momencie, gdy zagraża nam... Właściwie myślałem sobie wówczas jeszcze jako nie kandydat na prezydenta, a jedynie wyborca Prawa i Sprawiedliwości, że wówczas mogło tylko UFO w Polsce wylądować.
Mówię, pan redaktor, z jednej strony wojna, wcześniej wielka pandemia COVID. To był jednak rząd pod presją takich wydarzeń obiektywnych, które dzieją się na świecie, że ustanie tego, utrzymanie w ogóle i dynamiki polityki społecznej i tego rozwoju było bardzo trudne. Trzeba to powiedzieć jasno.
Dzisiaj wojna oczywiście dalej się toczy za wschodnią granicą, ale jest już pewnym stanem za stanem. Nie ma pandemii COVID. Ten rząd ustał naprawdę ciężkie czasy, a mimo to ciągle do przodu rozwijał się.
Ale zrobił też błędy w moim uznaniu, o których mówię jasno podczas wielu spotkań. Polityka COVID-owa była dla mnie zbyt przesadzona. Ja mam bardziej wolnościowe podejście do życia niż rząd Zjednoczonej Prawicy.
Ja nie rozumiałem czemu nie mogę pójść do kościoła czy do lasu w czasie polityki. Jarosław Kaczyński mógł wszędzie. To już zostawiam na boku.
Natomiast ja nie rozumiałem czemu te restrykcje COVID-owe wyglądają właśnie w taki sposób. Myślę, że to poszło za daleko i część wyborców się odwróciła, bo też im się to nie podobało. Skomplikowano oczywiście system podatkowy.
Jeśli chodzi o Polski Ład, to on ma wiele zalet. O tym często zapominamy. Mateusz Morawiecki jest budowniczym Polski Lokalnej.
Ja prześledziłem statystyki wszystkich powiatów, do których trafiałem. To są naprawdę setki milionów złotych. Jedzie pan redaktor tą trasą, jeśli znajdzie czas po kampanii wyborczej.
W Przysusze stoi wielkie boisko wybudowane z Polski. Niech pan mi nie mówi o tym boisku. Przegrał mój klub mecz na początek tej rundy 1-0.
To jest ta czwarta liga. Przez to awansu nie zrobimy. Tak? Siedziałem na tym stadionie i się wkurzałem.
Gdybyście go nie zbudowali, poprzednia ekipa... Mateusz Morawiecki zbudował. Przez niego awans przegrałem. To było otwarcie stadionu w ogóle.
I dlatego ci miejscowi takich poniosło. Czyli prawdę mówię, że jest stadion. Mimo, że przegraliście.
Może nie mieliście dobrego środkowego pomocnika. Takiego 95-96 kilo. No nie.
My takie chucharko mamy tam w środku. No to może by się przydał taki Iwan Gennaro Gattuso. Tylko 1,86 m. No dobrze.
Idźmy dalej. Z tym polskim ładem. Wymienił pan jeden konkret, który mnie wkurzył.
Może drugi nie. No właśnie, źle zacząłem. No ale dobrze.
W każdym razie Polski Ład miał ten wymiar inwestycyjny. W Polskę zrównoważonego rozwoju. W Polskę powiatową.
To są naprawdę instytucje kultury. Drogi. Infrastruktura drogowa.
Ściekowo-kanalizacyjna. Naprawdę w tym kontekście prześledziłem każdą statystykę powiatu, do którego wjeżdżałem. To był czas dla polskich samorządowców, który był złotym czasem dla rozwoju Polski lokalnej.
Ale miał też ten drugi wymiar, który skomplikował sytuację podatkową. I z takimi ludźmi też się spotykałem. Szczególnie na Podhalu.
Komplikował to mało powiedziane. Do drugiego dnia księgowe się zwalniały z pracy. No właśnie.
I to był problem, który z całą pewnością zniechęcił część wyborców. Jak byłem na Podhalu, to przyszli mali przedsiębiorcy z takich jednoosobowych. Zwolennicy konserwatywnego myślenia na spotkanie ze mną.
I powiedzieli, no tak, my myślimy tak jak pan. Chcemy tak jak pan. Żeby walczyć o te wartości, które wyznaje pan.
Tylko ja nie mogę sobie poradzić z tym, co mój rząd, na który głosowałem, wprowadził w systemie podatkowy. Więc ten drugi wymiar oczywiście wpłynął na pewno na sytuację wyborczą. Trzecia rzecz.
Rozgadałem się trochę. Nie, śmiało. Ja daję mówić gościom tutaj.
Wiem, że pan jest nieprzyzwyczajony. Pan chodzi po media, gdzie co chwilę panu przerywają. Chyba się patrzę, gdzie jest stoper.
Nie ma tutaj żadnego stopera. Ale na tych debatach wbija się ten stoper w podświadomość, że człowiek nawet jak się rozgada, to w pewnym momencie zaczyna hamować, bo już wyczuwa, że... Tak, 15 sekund przed i nie można tego... No ale radzimy sobie chyba, nie? Jakoś sobie radzimy. Pan lepiej, ja gorzej.
Nie, pan sobie redaktor świetnie w swojej konwencji radzi. O coś innego walczymy. A zabolało pana, jak powiedziałem, że w tym wyścigu nie ma ani jednej osoby o formacie prezydenckim? Nie, ja jestem przekonany, że mam format prezydencki.
Czyli takie uwagi to puszcza pan? Nie, wybacza mi pan. Nie będzie pan ścigał mnie jako prezydent. Ja pana redaktora być może jestem jedyną szansą, żeby pana redaktora raczej obronić przed tym, co się dzisiaj w Polsce dzieje.
To prawda. Za grubo trochę poszedłem. Obawiam się, że jak pogrom carekinów ruszy z kontratakiem, to mogę się już szykować do przeprowadzki.
Ja też się o to obawiam. Widzowie, pomyślcie o tym. Wasze bezpieczeństwo jest w rękach Karola Nawrockiego.
Nie odpuszczą. A czemu nie odpuszczą? Dzisiaj dostałem informację z IPN-u. Wie pan, redaktor, ile NIK zażądał kopii dokumentów z Instytutu Pamięci Narodowej? 36 tysięcy kopii dokumentów, kilkudziesięciu kontrolerów NIK-u siedzi w Instytucie Pamięci Narodowej.
Nikt nic nie może robić. My tylko kserujemy nasi pracownicy i wysyłamy dokumenty do najwyższej Izby Kontroli. Na całe szczęście, że pan urlop dział, bo musiałby pan kserować.
Pracowity ten urlop. Ale piękny. Ale piękny.
Trzecia rzecz? Trzecia rzecz to Ukraina. I tutaj występowałem też publicznie. Ja od samego początku mówiłem, że miałem doświadczenie współpracy z Ukrainą w kwestii ekshumacji na Wołyniu.
Ja od początku mówiłem, że Ukraina nie jest ani dobrym partnerem, ani nie traktuje nas jak partnera. Jeśli państwo chcecie zobaczyć, jest taki mój wywiad w telewizji polskiej przed wyborami, w których ja mówię wprost, że mnie niesatysfakcjonują gesty prezydenta Zeleńskiego, że zapala znicz z polskim prezydentem. Powinien pozwolić na to, abyśmy mogli ekshumować ofiary Wołynia.
To będzie warunek jakiejkolwiek współpracy polsko-ukraińskiej? Jakiejkolwiek nie, bo mamy też nasze interesy geopolityczne, interesy bezpieczeństwa. Ja uznaję, że walka Ukrainy, czy w ogóle tryb negocjacyjny Ukrainy jest ważny dla Polski. Rzeczywiście odsuwanie tego sowieckiego zagrożenia, post-sowieckiego, neoimperialnego jest dla państwa polskiego ważny.
Liczący Zjednoczonej Prawicy i Mariusz Błaszczak zrobili dobrze, przezbrajając polską armię, kupując sprzęt południowo-koreański i amerykański, a dając nas sprzęt Ukrainie. Tak, to był ten moment w historii, w którym dobrze, że Ukraina się obroniła. Też dzięki prezydentowi państwa polskiego, dzięki Andrzejowi Dudzie.
Natomiast ja uznaję, że nawet w momentach po tych pierwszych miesiącach wojny powinniśmy mocniej stawiać na agendzie relacji polsko-ukraińskich interes Polski. I mówiłem to publicznie. Znaczy nie możemy Ukrainy, w tamtym czasie nie mogliśmy Ukrainy chwalić za to, że Zełeński zapali znicz i nie fetować prezydenta Niemiec, który przyjeżdża i podczas rocznicy powstania w getcie warszawskim mówi, my rozumiemy, no mocno cierpieliście, ale reparacje to w ogóle nie myślcie o tym.
Znaczy powinniśmy być tutaj konsekwentni także wobec państwa ukraińskiego, a potem co się stało, czyli to zagrożenie dla polskich gospodarstw rolnych, nieuczciwa konkurencja ze strony ukraińskiej, niszczenie polskich przedsiębiorstw transportowych. My mieliśmy najlepsze przedsiębiorstwa transportowe w Europie, a nieuczciwa konkurencja z Ukrainy trochę... I co zamierza pan z tym zrobić? Zamierzam realnie przywrócić partnerskie relacje. To znaczy ja nie mam takiej emocji.
Ja uznaję, nie mam takiej emocji, że my możemy traktować Ukrainę jako naród wybrany tylko dlatego, że jest pod presją Federacji Rosyjskiej. Ja oczywiście jestem po stronie Ukrainy w tym konflikcie, ale zobaczmy, co robi Donald Trump. On negocjuje, twardo negocjuje, mocno negocjuje interes Stanów Zjednoczonych.
Ja nie będę prezydentem Ukrainy, tylko będę prezydentem Polski, jeśli państwo mnie wybierzecie. Takie my mamy prawo dostawiania na tej agendzie spraw polsko-ukraińskich naszego interesu nawet w takim momencie. A Zeleński się zachował nieprzyzwoicie wobec nas.
My nic nie dostaliśmy, panie redaktorze, a jeszcze w czasie wojny... To co dostaliśmy, to nie dostaliśmy ruskiej armii koło polskiej granicy. To jest sukces, na który mocno zasłużyliśmy. To znaczy bardzo pomagaliśmy Ukrainie w czasie konfliktu zbrojnego, ale teraz nasi przedsiębiorcy powinni wykorzystywać infrastrukturę w południowo-wschodniej Polsce, powinni zostać dopuszczeni i będę też o to walczył do odbudowy Ukrainy.
Ja uznaję, że polski interes możemy stawiać na wszystkich arenach międzynarodowych. My w ogóle powinniśmy odrzucić, jak sobie tak swobodnie rozmawiamy i z tym mamy problem w naszej duszy. Niestety tak się nasze dzieje potoczyły i te 45 lat komunizmu, a potem jeszcze ta trudna transformacja ustrajowa.
My musimy obudzić ducha niepodległego narodu. To się dzisiaj nam nie udało. My ciągle jesteśmy w jakimś zaklęciu sowieckiej kolonii.
My mamy prawo stawiać nasze interesy. Wspomniał Pan o Donaldzie Trumpie. Miał Pan taką myśl na początku, że to jest osoba, która może Panu pomóc wygrać wybory w Polsce, bo oni lubią, oni Amerykanie, wtrącać się w politykę wybory demokratyczne w różnych krajach.
A potem się okazało, że ten Trump tak wywija na świecie, że to jego poparcie to może być jednak pocałunkiem śmierci i lepiej może, żeby on poparcia nie udzielał ani nie wskazywał palcem oh, that's my boy, that's my boy. W polityce zawsze jest nazwijmy to scenariusz czarnej alternatywy. Ja uznaję, że to bardzo dobrze, że Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, ale ani przez moment, przed chwilą tyle mówiłem o duchu postkolonializmu, który niszczy niektóre środowiska w naszej Polsce i chciałbym, żeby to się zmieniło.
Ale ja ani przez minutę nie miałem takiej świadomości, że ktoś jest w stanie wygrać za mnie wybory. Mówiłem nawet na spotkaniach, gdy fetowano Donalda Trumpa, mówiłem publicznie Drodzy Państwo, my mamy wiele jeszcze do zrobienia, my nic nie dostaniemy. Zwycięstwo, nic nie dostaniemy w sensie wyborczym.
Dla mnie Stany Zjednoczone są najważniejszym partnerem oczywiście w takiej konstelacji międzynarodowej. To jest jednak pewien fundament wspólnych wartości od trzech wieków, niemal trzech wieków, bo o tym też moglibyśmy No właśnie, 300 lat, 400 czy 250 wspólnych historii, wspólnych stosunków dyplomatycznych, no bo uznano, że Pan się nie zna jednak na historii. Znałem się bardzo dobrze.
Jakby posłuchać albo poczytać profesora Longina-Pastusiaka to mógłbym powiedzieć, że powiedziałem, że zbyt mało tych relacji, bo to początek XVII wieku, ale ja patrzę najbardziej na ten taki węzeł naszej współpracy od Pułaskiego i Kościuszki, końcówki XVIII wieku, więc możemy tu dyskutować o datach. Oczywiście mówimy od końcówki XVIII wieku, od powstania Stanów Zjednoczonych, od deklaracji niepodległości z 4 lipca 1776 roku, ale oczywiście wcześniej były takie relacje państwa amerykańskiego, to na co wskazywał Longin-Pastusiak. Nieważne.
Stany Zjednoczone są rzeczywiście naszym najważniejszym partnerem, ale ten entuzjazm taki głęboki i związany z polskimi politykami, z częścią sceny politycznej, ale też związany ze społeczną emocją. Oczywiście dawał mi poczucie, że stało się coś dobrego w Stanach Zjednoczonych, ale ani przez minutę nie miałem przekonania, że oto wygraliśmy wybory prezydenckie. Tak się nie dzieje.
Musimy odrzucić ducha kolonializmu. Tu jest Polska. Tu jest Polska, to ostatnio krzyczano na konwencji Grzegorza Brauna.
To jest jego hasło. Szybciej chyba krzyczano na moim. Ale tam słyszałem na własne uszy, a do pana jeszcze nie dotarłem.
No bo pan nie mówi gdzie pan będzie. Mówię, no przecież przed chwilą pan potwierdził w internecie, że już jest na przyszłych tygodniach. Zarobiony pan jest.
Zaraz zobaczę. Tu mi nie pasuje. 27.
w Łodzi. To jest konwencja. Super.
To naprawdę będzie pan widział. Ale to ze mnie pisiora zrobił wtedy. Ale wtedy już mi przybiło taką pieczątkę, co ja jej nie zmyję.
Trzeba być naiwnym, żeby uznać, że pan jest pisiorem. Naprawdę. Niech pan mi odpowie na pytanie, na które nie odpowiedział mi pan podczas debaty.
Wymigał się pan. Czekał pan, aż ten zegar wskaże zero i nie będzie trzeba odpowiadać do końca. Dlaczego Andrzej Duda jest takim wrednym człowiekiem? Dlaczego jest takim nikczemnikiem, że mógłby obniżyć te ceny? Nie mówi pan tak na prezydenta.
No ale mówię. Chyba mnie nie zamknie. Chyba mnie nie zamknie.
To następny miał mnie zamykać, chyba że pan, to nie. Dlaczego to jest taki nikczemnik, że mógłby obniżyć ceny prądu o 30% i te kobiety, które gdzieś tam dostają rachunki po 2000, po 3000, rwą sobie włosy z głowy albo świeją w jeden dzień, nie mają na chleb, nie mogą wnuczkowi kupić książki i on nie chce im obniżyć cen prądu. Dlaczego? Przecież to się okazuje takie proste.
To nie jest proste. To jest skomplikowane. Ale wykonalne.
I ja to zrobię. To, że pan to zrobi, to ja to wiem. Ale dlaczego on tego nie zrobi? To już odpowiadam.
Trochę miałem minutę, żeby panu redaktorowi odpowiedzieć. Poszedłem bardziej w semantykę. Teraz może pan przez godzinę mi tłumaczyć, dlaczego Duda jest taki wredny.
A teraz panu redaktorowi odpowiem. Prezydent Andrzej Duda nie jest, tak jak pan mówi, wredny, tylko zdaje sobie sprawę z czasu swojej upływającej kadencji. To po pierwsze.
Wie, że nie ma... Pan prezydent dzisiaj oczywiście ma mandat społeczny z prezydentem państwa polskiego, ale ma nieodnowiony mandat społeczny, bo niebawem kończy się kadencja pana prezydenta. Pan prezydent, to było w tej odpowiedzi, zrobił bardzo wiele dla polskiej polityki społecznej. Tego nie powiedziałem w poprzednim wątku, ale warto powiedzieć, że tak samo pytano Andrzeja Dudę, jak był kandydatem na prezydenta, jak obniżył wiek emerytalny.
To jest ta lekcja, do której chciałem nas wiązać, a gdzieś uciekliśmy w tej dyskusji, że mówię Krzysztofowi Stanowskiemu, jak to było. To są te same argumenty. Andrzejowi Dudzie, jak był kandydatem na prezydenta i powiedział, że obniży wiek emerytalny, to go niszczyli w czasie... Przecież nie ma prezydent takich kompetencji, przecież nie jest w stanie tego zrobić.
Mamy obniżony wiek emerytalny, zrobił. A więc prezydent może, a zmienia się dynamika polityczna. Dlatego pan prezydent nie zajmuje się tą sprawą, bowiem wie, że za dokładnie chyba trzy miesiące, musimy sobie to wyliczyć, kończy swoją prezydenturę.
A jest to proces, który wymaga jednak zaangażowania wielomiesięcznego, nie tylko wewnętrznego, ale też na arenie międzynarodowej. Bo ten mój plan obniżenia cen energii elektrycznej wiąże się z konkretnym odrzuceniem Zielonego Ładu. Po pierwsze w referendum, korzystając z artykułu 125 Konstytucji i z moim wnioskiem do Senatu o to, aby ludzie, Polacy odrzucili Zielony Ład z tymi trudnymi konsekwencjami, także dla cen prądu i dla polskiej energetyki i dla polskiego sektora rolniczego, ale wiąże się też z przygotowaniem konkretnego szczytu w Polsce, tych państw, które są przeciwko Zielonemu Ładowi.
My, żeby mieć mniejsze ceny energii elektrycznej, musimy powstrzymać w ogóle to ekoszaleństwo, te programy zielone i musimy zdobyć sojuszników w Europie. Pan prezydent jest zbyt doświadczonym politykiem, żeby mieć przekonanie, że w ciągu trzech miesięcy jest w stanie... To ile czasu Panu to zajmie? Będzie to jeden z moich priorytetów na pewno w polityce międzynarodowej, żeby zatrzymać szał ekoterroru i Zielonego Ładu. Myślę, że to może zająć nawet pół roku albo co najmniej kilka miesięcy.
Tylko jest jedna... No to jakby powiedzieć to w styczniu, to by się wyrobił do końca kadencji. Panie redaktorze, jest coś zupełnie innego. Wyobraźmy sobie sytuację, w której wchodzi prezydent, który dostaje ponad 10 milionów głosów ze świeżym mandatem.
Pan prezydent też dostał tyle głosów, ale dostał je kilka lat temu. Dzisiaj prezydent państwa polskiego jest, trzeba to powiedzieć jasno, jest nieszanowany przez premiera państwa polskiego. Ten premier prezydenta w zakresie choćby nominacji ambasadorskich, przez co cierpi Polska na całym świecie, podważa kompetencje i autorytet mojego prezydenta.
Dlatego też go tak nie lubię. Tylko Donalda Tuska. Tutaj wchodzi prezydent ze świeżym mandatem społecznym i z ponad 10 milionami głosów.
Zmienia się dynamika i życia politycznego, i życia parlamentarnego. Ten prezydent jest głosem 10 milionów ludzi. I może naprawdę załatwiać sprawy takie, jak obniżenie cen energii elektrycznej.
Ma też mandat do tego, żeby reprezentować Polskę przez kolejne pięć lat na arenie międzynarodowej. Ja powiem szczerze, że jak usłyszałem o tym pana postulacie, to pomyślałem sobie, że to już jest za dużo. Że są jakieś granice robienia z ludzi idiotów.
Jednak. Ale teraz pan myśli inaczej. Nie.
Myślę dokładnie tak samo. Nie, no nie. Są jakieś granice robienia z ludzi idiotów.
Ja się staram. Pan się stara oczywiście, bo pan też walczy. Wierzę.
No to powiedzmy sobie szczerze, też ich jest dużo. O głosy Polek i Polaków walczy. A to mądry naród jest.
Ci mądrzy może pójdą za innymi argumentami. Ale za tym akurat pójdą idioci. Dla każdego coś miłego.
Bo to jest troszeczkę tak, bo pan mówi no obniżę te ceny energii, ale zanim je obniżę, to muszę wypowiedzieć zielony ład. Zanim wypowiem zielony ład, no to skrzyknę wszystkich w Europie, którzy są przeciwko. Jak już ich skrzyknę, to ich przekonam do swojego zdania.
Oni w swoich krajach zrobią podobnie. I dokona się ileś kroków i na samym końcu jest ta obniżka cen prądu. To jest nadzieja.
Pan redaktor opisał piękną nadzieję. Ale pan nie powiedział, daję wam nadzieję, że będzie niższy prąd. Pan powiedział, obniżę cenę prądu o 30%.
To jest co innego. To tak jakbym ja powiedział, lecimy, obiecuję wam, lecimy na Marsa. Ale potem bym powiedział w wywiadzie u Stanowskiego, a czemu nie? Miejmy nadzieję.
Ja polecę do Elona Muska. Przekonam go, że Polska jest najlepszym krajem na tą ekspedycję. To jest prostsze niż panu redaktorowi się wydaje.
Przekonam NASA, że powinni z nami współpracować bo ja jestem przekonujący i wtedy Polacy polecą na Marsa. To jest zupełnie inaczej. Tu są konkretne cztery punkty, które odnoszą się do obniżenia cen energii elektrycznej.
Teraz otwierając konto z kodem ZERO otrzymasz kurs inwestowania od podstaw. Dołącz do fukrzesz.pl i zgarnij gwarantowane 1060 złotych na start. Wzbrot w gotówce, freebad za rejestrację i freebad w aplikacji już na Ciebie czekają.
Dobry wieczór. Po serii debat w większym gronie, kiedy miałem ja okazję i wszyscy kandydaci na prezydenta się wypowiedzieć, dzisiaj powracamy do tych rozmów jeden na jednego, gdzie dwóch kandydatów może porozmawiać przez dwie, trzy, czasami nawet cztery godziny. W dzisiejszym odcinku moim gościem jest Karol Nawrocki.
Witam serdecznie. Witam serdecznie pana redaktora. Witam Państwa.
Dobry wieczór. To będzie ciekawa rozmowa, bo mimo że pan jest wiceliderem sondaży, a więc jednym z faworytów do miana nowego prezydenta, to jednak dużo o panu nie wiemy ciągle i ja bym chciał się wiele rzeczy powiedzieć. Jest świetna okazja.
Jest to dość nietypowa sytuacja, kiedy ktoś jest tak wysoko w sondażach, a jednocześnie tyle zagadek jest jeszcze wokół niego. I powiedziałbym, że jest wiele zagadek wokół mnie i przez swoją pracę, ale też chyba w tej kampanii wyborczej pokazałem właściwie kim jestem. Ale też dzięki panu i dzięki kanału Wizeru mam okazję pokazać dzisiaj kim jestem i porozmawiać o tym, z czym przychodzę.
Nie tylko do wyścigu prezydenckiego, ale kim jest też prezes Instytutu Pamięci Narodowej i to jest doskonała okazja. Ale liczę, że dzisiaj sam się dowiem o sobie jakichś nowych rzeczy. O sobie to pan się dowiaduje czegoś cały czas.
Mam wrażenie, obserwując tę kampanię, że media mają sporo informacji na pana temat. Tak dawkują, dawkują, dawkują, ale jak się to zbierze do kupy, to jest spory kubek czasami takiej mętnej wody. Ja czasami sam siebie nie poznaję w tych artykułach.
Muszę przyznać, że przechodząc cały ten cykl od kandydowania na kandydata, po kandydata do tej kampanii wyborczej to były takie artykuły i są takie zbitki, które gdy je czytam to nie widzę zupełnie siebie. Więc to jest raczej problem, żeby znaleźć siebie w tym odbiciu publicystycznym. No bo ja w istocie wiem przecież kim jestem, skąd przychodzę, jaką mam historię.
I wcale się jej nie wstydzę. Mówię o tym jak jest. Już miałem kilka okazji do takich pogłębionych wywiadów.
Dzisiaj mam z panem, z czego się cieszę. Ja zawsze wykorzystuję okazję do tego, aby powiedzieć kim jestem, skąd przychodzę i dlaczego chcę zostać prezydentem państwa polskiego, jaki mam plan dla Polski. To najpierw zróbmy taki krótki, prosty test na Polaka.
Wybierzemy sobie największego Polaka. Ja będę podawał dwa nazwiska, pan będzie mówił kto jest Polakiem większym. Większym w jakim kontekście? Pana idolem.
Albo kogoś, kogo pan bardziej podziwia. Kto panu się wydaje osobą ważniejszą, istotniejszą dla kraju. Ja nie potrafię zdefiniować.
Większy Polak brzmi ciekawie. Nie będzie chodziło o gabaryty. Ja w ogóle nie mam problem z idolami, muszę powiedzieć na początku tego testu, bo ciężko mi znaleźć sobie idola.
Zawsze idę swoją ścieżką, ale to będzie fajna zabawa. Lecimy. No dobrze.
Iga Świątek czy Zbigniew Boniek? Iga Świątek. Iga Świątek czy Adam Małysz? Adam Małysz. Adam Małysz czy Mariusz Pudzianowski? Adam Małysz.
Adam Małysz czy Józef Piłsudski? Józef Piłsudski. Józef Piłsudski czy Robert Lewandowski? Józef Piłsudski, panie redaktorze. Ojciec Polskiej Niepodległości.
Józef Piłsudski czy Lech Kaczyński? To jest bardzo trudne pytanie. Tu musiałbym się zatrzymać. Józef Piłsudski, Ojciec Polskiej Niepodległości.
Lech Kaczyński, największy prezydent III Rzeczypospolitej, ale uruchamiam teraz swój procesor historyczny. Jeśli bym musiał wybrać między tymi dwoma, to postawiłbym na Józefa Piłsudskiego. Nie będzie wcale łatwiej.
Józef Piłsudski czy Jarosław Kaczyński? Józef Piłsudski, będę konsekwentny. Józef Piłsudski czy Lech Wałęsa? No nie, to jest oczywiste. Józef Piłsudski.
Józef Piłsudski czy Fryderyk Chopin? Będę konsekwentny. Józef Piłsudski. Józef Piłsudski czy Tadeusz Kościuszko? Puch, puch, tak.
Józef Piłsudski. Józef Piłsudski czy Karol Wojtyła? O, tu już miałbym wątpliwości, bo Karol Wojtyła to papież święty, Jan Paweł II to największy Polak, jakiego daliśmy całemu światu. I tutaj chyba trzeba zważyć nieco inne wartości, myślę sobie.
Nie tylko te historyczne, ale też te duchowe. Jan Paweł II. Jan Paweł II czy Bolesław Roury? Jan Paweł II.
Jan Paweł II, to już ostatnia para, czy Andrzej Gołota? No, panie redaktorze, Jan Paweł II. Jednak? No są sprawy ważne i są sprawy ważniejsze. Polska jest ważniejsza i Jan Paweł II.
Ja dla Jana Pawła II nie wstawałem o czwartej w nocy. Dla Andrzeja Gołota... Ja też. Ja też wstawałem, ale dla Jana Pawła II też bym wstał, jeśli byłby w nocy.
Przyjeżdżał na szczęście na swoje pielgrzymki w cywilizowanych godzinach. No dobrze, to była rozgrzewka. Proszę mi powiedzieć, kim pan będzie po wyborach prezydenckich? Prezydentem państwa polskiego.
A jak nie? Nie ma drugiego scenariusza. Ta batalia o prezydenturę jest ważna, myślę, dla Polski. Nie chciałbym, żeby Polska wyglądała tak, jak wygląda dzisiaj, tylko żeby system się dobiał, więc nie ma zupełnie drugiego scenariusza.
Zostanę prezydentem państwa polskiego. No dobrze, to proszę powiedzieć, jak się wygrywa casting na prezydenta? Casting na prezydenta? Wygrywa się chyba swoją otwartością, konsekwencją, ciężką pracą, myślę. Ale wie pan, że ja za casting nie uważam wyborów, tylko casting, czyli to, co się wydarzyło przed wyborami.
No wiem, do czego pan dąży, panie redaktorze. No na pewno taki rodzaj castingu trzeba z całą pewnością, żeby wygrać casting na urząd prezydenta, wziąć chociaż przynajmniej jedną lodówkę, najlepiej dwie lodówki, żeby móc poradzić się z tego typu zadaniami. I nie dali rady? No byłem akurat w tej sprawie zdecydowanie najlepszy.
A tak trochę poważniej. Przecież wyborami, ale najpierw były prawybory, których dokonywał Jarosław Kaczyński. Dlaczego wybrał pana? Myślę, że dlatego, bo nigdy nie należałem do partii politycznej.
I to duży atut w tej sytuacji, w której dzisiaj jest Polska. Jeśli rozmawiamy już poważnie, to myślę, że to duży atut w tej sytuacji, w której dzisiaj jest Polska, czyli takiej głębokiej wojny polsko-polskiej, tego, co się dzieje. To jest atut płynący z tego, że Polskę po prostu trzeba ratować.
To jest świadomość pewnych i sukcesów i błędów, które wydarzyły się w ciągu ośmiu lat i poszukiwania nowej drogi dla Polski. Myślę, że ta bezpartyjność, ale też przekonanie o tym, że właściwie ja całe życie służyłem państwu polskiemu i efekty tej pracy były przez środowisko Prawa i Sprawiedliwości, jak rozumiem. I to się wiązało z tą propozycją docenianej w Muzeum II Wojny Światowej i w Instytucie Pamięci Narodowej.
Takie przekonanie, że ja dla Polski właściwie jestem w stanie nawet wytrzymać to, w czym oboje uczestniczymy, czyli kampanię wyborczą. I jak mówimy poważnie, to jest to z całą pewnością najlepsze. Chociaż musiałby pan pewnie spytać kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości, ale ja uznaję to... Pierwszy argument mnie nie przekonał.
Bo pierwsze, co pan powiedział, to jest to, że tak to zabrzmiało, jakby pan miał być lekiem na tą polaryzację w Polsce. Że to, że pan nie należy do partii, to dzięki temu te podziały trochę zanikną. Ale pan nie jest osobą, która nie nakręca polaryzacji.
Pan raczej w każdym wywiadzie, w każdej debacie mówi, że złym jest Tusk, że trzeba odsunąć Tuska od władzy, że nie można sprawić, żeby system się domknął. Więc nie do końca dostrzegam, na czym polega ten plus pana bezpartyjności, rzekomo. Na możliwości obudzenia tych, którzy żyjąc w polaryzacji, rzeczywiście pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością, a Platformą Obywatelską, nawet pomimo mojej mocnej, pan redaktor może, czy część widzów, powie, radykalnej retoryki, otworzą się jednak na kandydata, który jest bezpartyjny.
To jest właściwie to samo, jak sobie myślę o nas jako o kandydatach, bo to jest szczególna dyskusja. Jestem na dyskusji z redaktorem, a razem jesteśmy kandydatami na Urząd Prezydenta. A ja pajaskuję tylko, a pan naprawdę się stara.
Ale jesteśmy w tym samym wyścigu. To jest może podobnie i to jest ta sama emocja, którą reprezentuje pan, tylko nieco z innego teatru działań, jak moglibyśmy powiedzieć. Czyli też pana słowa o Rafale Trzaskowskim, równie krytyczne i radykalne momentami, ale prawdziwe zawsze i obiektywne, są słowami wypowiedzianymi nie przez członka byłego rządu i Prawa i Sprawiedliwości, z zupełnie innej pozycji.
Też ja oceniam ten fatalny rząd, czy Rafała Trzaskowskiego, z pozycji kandydata popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość, ale jednak człowieka, który nigdy nie miał fruktów z przynależności do partii politycznej. Myślę, że to daje możliwość przekonania tych osób, które nie chcą żyć w tym zderzeniu. Myślę tak szczerze, że w to pana no dobra, nazwijmy to bezpartyjnością, że w to pana niezależność, w to cięcie się od PiSu, czy też poszerzenie tego grona osób, które mogłyby na pana kandydować, to mało kto jednak wierzy.
Jednak pan jest traktowany, ja wiem, że pan się cały czas odcina. Ja się nie odcinam od PiSu, żeby była jasność. Jest pan dumny z tego poparcia, ale odcina się pan od tego, że jest pan kandydatem partyjnym.
Tylko czy panu to coś faktycznie daje? Bo trudno wyczuć, żeby ktoś poza wyborcami PiSu miał pana poprzeć faktycznie. To są dwie teorie. Bo jedni dziennikarze i jedne sondaże mówią, że nie mam poparcia przedstawicieli czy wyborców Prawa i Sprawiedliwości.
A to się nie wyklucza. Co dzisiaj się okazało właściwie w kolejnym sondażu nieprawdą. Inni jednak otwierają się na dyskusję.
Przychodzą też na moje spotkania. Pan nie dotarł na moje spotkanie ostatecznie, ale zapraszam. Ja czekam, aż mnie zaprosi.
Oficjalnie zapraszam. Tak to każdy może powiedzieć, tylko gdzie i kiedy? W przyszłym tygodniu będę na Pomorzu, więc wyślę informacje szczegółowe. Dobrze, to o co chodzi z tą pana kampanią? Kalendarz spotkań Karola Nawrockiego na pana stronie.
Ostatnie spotkanie, jakie jest tu zajawione, no to jest sprzed końca marca. Dlaczego wy tak ukrywacie, gdzie będziecie? Dlaczego ja nie mogę sobie zobaczyć, gdzie pan będzie jutro, pojutrze? 30 marca Sanok. To jest ostatnie spotkanie w jakikolwiek sposób zajawione.
A mamy 16 kwietnia. Może dlatego, że Wielki Piątek nie będę nigdzie, a jutro gram turniej piłkarski w Gdańsku. Nie żartujmy, jest 16 kwietnia.
Od 16 dni nie ma żadnego spotkania na pana stronie. Ja próbuję sobie zaplanować jakoś swój kalendarz, żeby wbić się na pana wiec, bo obiecałem, że odwiedzę wszystkie wiece. Ale ja też mam jakiś swój terminasz i muszę wszystko sobie poukładać.
No to tylko dostałem informację, że dzień wcześniej, wiadomo, bo wrzucacie dzień wcześniej w mediach społecznościowych, gdzie pan będzie. To jest... Nieprawda. Dzisiaj już jest w mediach społecznościowych, na Twitterze panie redaktorze, informacja gdzie, kiedy będę.
Sam widziałem tą informację. Ja oczywiście nie prowadzę strony internetowej. Na to nie mam czasu i teraz przestrzeń.
No dobrze. Dzisiaj na Twitterze, czy tam na iksie się wpadło na następne... Tak, już jest na następny tydzień, więc proszę planować i przyjeżdżaj. Bo ja myślałem, że wy utajniacie te spotkania, żeby się nikt nie wbił nieproszony i żeby tylko przyszli członkowie PiSu i żeby krzyczeli Karol Nawrocki, Karol Nawrocki i machali flagami.
One są otwarte. Na te spotkania przychodzi naprawdę wiele osób, ale przychodzą też osoby niezwiązane z prawem i sprawiedliwością. Oczywiście większość to jest ci, którzy głosują na Prawo i Sprawiedliwość, których serdecznie pozdrawiam.
Ale to także te osoby, które zadają pytania krytyczne. Ten mój pierwszy objazd po Polsce był tak skonstruowany, że można było zadawać pytania otwarte. Przychodzili członkowie Konfederacji, którzy wprost zadawali mi pytania.
Przychodzili ludzie niezwiązani z żadnymi partiami politycznymi, żeby mnie poznać. Nie są utajniane żadne spotkania. Jest wiele osób po prostu zainteresowanych życiem politycznym na tych spotkaniach.
Mam nadzieję, że Pan zobaczy w przyszłym tygodniu. Spróbuję dotrzeć to obiecałem, dałem słowo. Ta kampania na początku była, tak mi się wydaje, dziwaczna.
Zastanawiam się, czy Pan trochę żałuje początku tej kampanii i czy to były Pana pomysły, czy dał się Pan wpuścić w jakąś ślepą liczkę. Bo są elementy, którymi można się raz pochwalić. Jest coś, co może być jednym fajnym żartem, jednym fajnym TikTokiem, ale w kółko pokazywanie siebie na siłowni, podczas robienia pompek, podczas biegania i podczas boksowania sprawiło, że ta kandydatura przez pierwszy tydzień, dwa lata była memiczna.
Moim zdaniem. A moim nie. Dlaczego? To oczywiście nie było wrzucenie zbyt dużej ilości materiału.
A właśnie, jeśli przy sporcie, to przyniosłem Panu redaktorowi swoją koszulkę. Ma Pan w drugim studio koszulki Messiego i innych zawodników, ale nie ma Pan redaktor koszulki Karola Nawrockiego, który 12 sezonów grał w A i B klasie. Okej, co to za klub? Z piątką.
W eks-siedlce Gdańsk. Naprawdę uważam, że w A i B klasie. Bardzo dziękuję.
Proszę bardzo. Jeśli o sporcie. A zaraz odpowiem na pytanie.
Z piątką grałem w eks-siedlce. Czyli przecinek. Środkowy pomocnik właściwie.
Taki defensywny piątki. Piątka oznacza, że raczej nie do strzelania bramek, tylko łokcia. Tak, z wolnych tylko bramki strzelałem.
113 kilo wtedy ważyłem, więc byłem rzeczywiście, jak mówili koledzy, wygląd ciężarówki silnik Porsche. W ten sposób. Ale to A i B klasa, miła zabawa, fajne doświadczenie w ogóle.
Porsche bardziej Cayenne, rozumiem, niż 911. Myślę, że bardziej. Jeśli chodzi o ten początek kampanii, to myślę, że po raz pierwszy mam właściwie okazję powiedzieć panu redaktorowi i to też pewien postulat do całego świata dziennikarskiego.
Proszę zwrócić uwagę, warto zwrócić uwagę na to, że gdy było kandydowanie na kandydata, to wszyscy mówili, on na pewno nie zostanie kandydatem na prezydenta Polski. Za poważny, doktor, naukowiec, ekshumacje, szczątki, cmentarze, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. To jest za poważny człowiek, żeby mógł odnaleźć się w formacie politycznym, bo prezydent to musi być jednak człowiek z jednej strony poważny, a z drugiej strony jednak do ludzi.
Wystarczyły chyba dwa tweety albo dwa tiktoki czy jakieś filmiki, w których pokazywałem tą drugą swoją twarz, gdzie też trenuję, no przecież byłem amatorskim bokserem i rzeczywiście z treningiem jestem związany. To już później, no nie, no przecież ten człowiek w ogóle nie jest poważny, w ogóle się nie zajmuje sprawami poważnymi, tylko tak jak pan redaktor. I pan redaktor, widzę, wpadł w tą ścieżkę, zajmuje się sportem, zajmuje się siłownią, a niczym innym.
I to też było. I jedno, i drugie było nieprawdą. A dzisiaj siedzę przed panem takim, jakim jestem.
A mi się wydaje, że po pierwszych dwóch tygodniach, na przykład numer z pralką był całkiem udany z tym wniesieniem. Pralki czy lodówki, już nie pamiętam. Bardzo spontaniczną.
Ale okej, to było spoko. To nie był numer, nie? To było spontaniczne. Trochę numer, bo za chwilę trzeba było pomachać tym powodzianom i jechać na drugą stronę Polski na spotkanie, więc ta pomoc była taka trochę teatralna.
Nie, pojechaliśmy z realną pomocą. Nie, to była realna pomoc, panie redaktorze. Zawieźliśmy naprawdę sprzęt, zawieźliśmy środki, pomogliśmy powodzianom.
Nie zgodzę się. I to nie był numer, który był kampanijny, tylko tu ze mną przyszedł do pana redaktora ten kolega, który to była chłopięca natura w dużym w dużym mężczyźnie, bo on powiedział, no chyba sam nie weźmiesz tej pralki, a ja do niego powiedziałem, wezmę i ją wziąłem. Więc to nie było zaplanowane.
To po prostu. Wydarzyło się. W sumie moglibyśmy sprawdzić, czy pan jakąś pralkę uniesie, ale nie przygotowałem takiej inscenizacji.
Ale wrócę do swojego pytania, które zacząłem zadawać, że mimo wszystko mam wrażenie, że po pierwszych dwóch tygodniach kampanii to przez kolejnych kilka musiał pan odlepiać łatkę karka. Może tak było. To pewnie lepiej panu jest ocenić jako specjaliści od dziennikarstwa, od publicystyki.
Tylko ja tego nie czułem wtedy. Wiem, kim jestem i że dla mnie i historia, i sport, i państwo polskie są ważne jednocześnie. Zawsze czułem się związany z amatorskim sportem i dla mnie nie jest problemem dzielenie się sobą samym.
To nie jest żaden problem, a już mój obraz medialny, publicystyczny jest często odległy od tego, jaka jest prawda, więc to było raczej takie przechylenie wahadła, jak moglibyśmy powiedzieć, człowieka, który kojarzy się tylko z tymi poważnymi rzeczami w Instytucie Pamięci Narodowej, a nagle świat zobaczył, że to jest facet, który chodzi na siłownię. No dobra, ja nie będę się kłócił z pana sztabowcami, bo pewnie mieli to dobrze przeanalizowane, tylko czy czasem nie przecenia pan tego, że miał pan jakąkolwiek łatkę do odklejenia, bo moim zdaniem większość Polaków to w ogóle nie wiedziała, kim pan jest. Nie to, że kojarzyła pana jako historyka, naukowca, człowieka z IPN-u.
Moim zdaniem pan dopiero się przedstawiał w szerszej publiczności i wtedy zaczął się pan przedstawiać jako sportowiec amator, a nie jako historyk. No może, to już jest analiza, którą, tak jak mówię, zostawiam specjalistom. Z całą pewnością większa część społeczeństwa, większa część także tych, którzy nas oglądają teraz nie wiedziała, kim jest zupełnie Karol Nawrocki, więc myślę, że to jest dobry materiał do analiz.
Ciężko mi na to odpowiedzieć. A ile w tym wszystkim było pana inicjatywy, a ile inicjatywy ekspertów, podpowiadaczy, szefów sztabu? Ja jestem bardzo samodzielny w swoich działaniach, także w kampanii wyborczej, to pewnie mój szef sztabu mógłby o tym więcej powiedzieć. I się wścieka.
Tak, i pomaga, pozdrawiam Pawła Szefernakera, i pomaga, ale też się wścieka, więc tak jak mówię, to była część mojego codziennego życia, trening jest moim życiem, więc czemu mam nie pokazać go, skoro kandyduję na urząd prezydenta? Nie wiem, dla mnie to było trochę czasami już przejaskrawione. Gdzieś pan pojechał i szedł na siłownię i robił wskoki na skrzynię. To już mówię, rany, no to było interesujące dwa tygodnie temu, że ktoś umie wskoczyć na skrzynię, ale że zrobił to sto razy, to co mnie to obchodzi tak naprawdę.
Tu jest wojna za granicą, tu Trump rozwala świat, albo dla innych zbawia i tak dalej, i tak dalej. Tylko to było tak, że ja wskakiwałem na tą skrzynię, czy robiłem ten trening pomiędzy czterema, albo pięcioma spotkaniami, na których mówiłem o rzeczach zasadniczych. Więc to jest chyba ten problem mediów, że najbardziej docierają te przekazy niestandardowe.
Bo ja pamiętam, wtedy byłem akurat w Starogardzie, to jest ten trening, który został nagrany. Ja tam miałem regularne spotkania wokół ważnych spraw. Rano konferencję prasową, potem trzy spotkania, na których mówię o rolnictwie, o szpitalach, o Polskiej Służbie Zdrowia, o kryzysie ekonomicznym, a częścią tego dnia jest wysiłek sportowy, a reflektor pada na wysiłek sportowy.
Trochę pan sam ten reflektor tak ustawił, ale dobrze, niech będzie. Jak tak rozmawiamy o tym, kim pan jest, to porozmawiamy o pana przeszłości, bo to jest temat, który co jakiś czas wypływa. I nie wiem, na ile jest dla pana kłopotliwy, na ile nie.
To znaczy kim pan w zasadzie był, zanim został historykiem? Zanim zostałem historykiem, byłem najpierw studentem historii, wcześniej licealistą. O tym mówiliśmy, choć nie chcę rozmawiać tylko o sporcie. Byłem też bokserem, amatorem, mistrzem pomorza w wadze ciężkiej w boksie.
Byłem ochroniarzem w Sopockim Grand Hotelu, w kilku innych miejscach w Gdańskiej Gwarii. Widział pan nagranie, które udostępnił, nawet nie nagranie, telefon od widza telewizji Goniec, portalu Goniec z wczoraj? Musiało to do pana trafić. Ktoś mi o tym opowiadał, ale mógłby pan redaktor sprecyzować.
Jeśli pan bardzo chce, to mogę sprecyzować. Jeden z gościowic twierdził, że pan tam w tym hotelu nie tylko stał na bramce, ale jeszcze podpowiadał, jak zorganizować sobie damsko-męskie spotkanie wieczorem. Nie, to oczywiście jest nieprawda, bo nie takie były moje zadania.
Byłem od tego, aby dbać o bezpieczeństwo w Grand Hotelu, a to goście decydowali o swoich potrzebach. Taka jest zasada we wszystkich hotelach. To było dobre doświadczenie, praca w Grand Hotelu, bo widziałem różne sytuacje wówczas w Grand Hotelu.
I miłe, i niemiłe sytuacje. Mieliśmy wielu złych gości, takich jak Władimir Putin. Wtedy też był w Grand Hotelu.
Odbywało się dużo ważnych wydarzeń, jak festiwale w Sopocie. Rzeczywiście to jest szkoła życia, która pokazuje, że tak wiele dzieje się na zapleczu wielkich gwiazd i użytkowników hoteli. Ale to jest rzecz, która jest znana.
Jak często trzeba było użyć siły? Akurat w Grand Hotelu rzadko, bo to zazwyczaj są goście, którzy mają i środki finansowe, i jednak jakiś poziom socjalizacji, bo płacą duże środki za ten hotel. Ale z całą pewnością do moich zadań należało to, aby w Grand Hotelu było bezpiecznie, a nie to, żeby zajmować się innymi sprawami. Myślę, że ten człowiek, który dzwonił, po prostu zdradził rodzaj swoich własnych preferencji.
Ja oczywiście o takich rzeczach, gdy byłem na służbie, musiałem wiedzieć, ale nie dlatego, żeby się tym zajmować, tylko dlatego, żeby... Służba to za duże słowo jak na pracę w hotelu. Tak się mówi, że... Rozumiem. Na swojej zmianie.
Na wachcie. Na zmianie. Służbę zostawmy żołnierzom, którzy ryzykują.
To trzeba było czasami w tej czy w innej pracy dać komuś w mazak? Zgadzało się, tak. Ja biłem się w młodości i zupełnie nie staram się tego ukrywać. Nigdy nie byłem agresywny, nigdy nie skrzywdziłem kogoś, kto nie był agresywny.
Stawałem w obronie wielu spraw, czy osób, czy też kobiet. To była rzecz publiczna, czy rodzin. Starałem się nie wykorzystywać swoich... Nie wykorzystywać swoich umiejętności bokserskich, ale w tego typu pracach różne rzeczy się zdarzają.
W tego typu pracach zna się różne osoby. W tego typu pracach różne osoby się przewijają przez życie każdego. To jest coś, czym pan się mierzył w pierwszej części tej kampanii, ale to jest pewne echo, które powraca.
Czy ma pan znajomych, których dzisiaj się pan wstydzi? Czy są znajomi, którzy stanowią dla pana pewien kłopot wizerunkowy? Nie, nie sądzę. Ja nigdy nie wchodziłem w takie bliższe znajomości, nawet na boksie, czy na stoczniowcu. Przez halę bokserską też się przechodzi wiele osób.
Z jednej strony policjanci, z drugiej strony przestępcy. Ci policjanci zamykają tych przestępców. Księża, katolicy, studenci, doktorzy.
Taki to jest świat. Ja nigdy nie wchodziłem w takie znajomości, których miałbym się w jakiś sposób szczególnie wstydzić. A walczyłem z różnymi osobami.
Ale nie chodzi o osoby, z którymi pan walczył. Tylko o znajomości. Z którymi pan się kolegował.
Mówi się o neofaszystach. Mówi się o Wielkim Bu. To znam Wielkiego Bu.
Przecież powiedziałem o tym, że znam Wielkiego Bu. To sąd stwierdził, że można o panu... Zanim sąd stwierdził, to ja powiedziałem, że znam Wielkiego Bu, bo z nim boksowałem. Na czym polegają te znajomości? Takie właśnie jak z Wielkim Bu.
Z Wielkim Bu boksowałem. To był naprawdę wielki chłop. To jest Wielki Bu, 140 kilo.
Był taki moment, że nie miał odpowiedniego sparingpartnera i po prostu ze sobą sparowaliśmy. Na niczym innym nasza znajomość nigdy nie polegała. Nie było między nami żadnych relacji.
Mieliście jakieś spotkania poza ringiem? Mieliśmy spotkanie po wielu latach na Stadionie Lechii, gdzie był wówczas przyjmowany jak gwiazda, bo walczył w MMA i ciężko było mu dojść do mnie. Tam się przywitaliśmy. Powiedział, że poukładał wówczas swoje życie, że ma dziecko, więc pomyślałem, że dam mu super książkę o Sergiuszu Pioseckim i Sergiusza Pioseckiego.
To jest taka postać, która mnie inspiruje. Czyli i gangstera, który potem służył państwu polskiemu. Może zna pan redaktor postać, Sergiusz Piosecki? Nie do końca.
To agent wywiadu i kontrwywiadu II Rzeczypospolitej, a wcześniej morfinista, narkoman, największy w moim uznaniu polski emigracyjny, literat po roku 1945 i żołnierz Armii Krajowej. Taka chrześcijańska droga Sergiusza Pioseckiego od powiedzmy gangstera z buja do kogoś, kto służy państwu polskiemu. I tam na stadionie powiedziałem wielkiemu, jak będziesz w Warszawie, to się odezwij, coś ci dam, żebyś naprawdę nie schodził ze złej drogi.
Chyba się nie spodziewał książki. A dostał książkę. No tak, ale jak pan powiedział, będziesz w Warszawie, coś ci dam, odezwij się, to niekoniecznie myślał, że to tylko książka będzie.
Dostał książkę. Mam nadzieję, że mu pomoże i że będzie służył dobrej sprawie, że będzie dobrym człowiekiem. Na tym polegają te znajomości.
Ja nie mam takich znajomości, jak myślę sobie o Warszawie. Nie chcę za dużo czasu w tym programie poświęcać mojemu kontrkandydatowi. Ale jeśli zobaczymy, co zrobiono wokół akcji z wielkim bus, którym po prostu biłem się w ringu i który jest osobą, był w dużej części osobą publiczną, bo walczył w Fame MMA i wiele ludzi go podziwiało.
A jaka cisza panuje nad żywą wioską archeologii Rafała Trzaskowskiego, gdzie skazanemu pedofilowi, nie tylko mam z nim zdjęcia, ale jeszcze mu płacił jakieś środki finansowe. Czy co dzieje się z Jolantą Lange, która współodpowiada, być może jest podejrzana za zamordowanie księdza Blachnickiego. No to zobaczymy, panie redaktorze, że gdzieś te w ogóle poziomy się nawet ze sobą nie spotykają.
Między Noą a Wielkim, bo nie było w ogóle nigdy żadnej transakcji finansowej, ani kropli wypitego alkoholu. Po prostu ze sobą boksowaliśmy, a potem dwa razy się spotkaliśmy. A tutaj mamy jakiś... A gdy przystępował pan do tej najpierw nie tyle kampanii, co tego tej pre-kampanii, tego castingu na bycie kandydatem obywatelskim, ale wspieranym przez Prawo i Sprawiedliwość, to zgaduję, że wówczas Jarosław Kaczyński wypytywał.
Co mogą na ciebie mieć? Są takie dyskusje w drodze do kandydatury. Są pytania o tym, jakie są potencjalne zagrożenia kampanii. No to jest właściwie kuchnia każdej kampanii prezydenckiej.
Pan redaktor, pan kandydat na pewno też sobie robił rachunek sumienia. Jak ma się czyste sumienie, to nie trzeba. No ja też mam czyste sumienia, ale rachunek trzeba zawsze zrobić.
A ja z tych co nie robię. Nie chodzę do spowiedzi. No to przykro.
Zachęcam. Ja chodzę i daję moc. Ale dobrze.
Jak pan zostanie prezydentem, to uznam to za rozkaz i wtedy pójdę. O, to tak się umawiamy. To będę miał mały sukces duchowy.
Ale tak, rozważałem niektóre rzeczy, z których może pójść jakiś rodzaj publicznego ataku, ale odpowiedziałem tak jak pan redaktor teraz. Ja na przykład części tych rzeczy przyniosłem też panu redaktorowi książkę, którą napisałem pod literackim pseudonimem Tadeusz Batyr, a więc z powiedź Nikosia. Gdyby ktoś mnie zapytał przed kampanią wyborczą, czy to może być jakikolwiek problem w czasie kampanii wyborczej, to bym powiedział, no, chyba jesteście niepoważni do końca, że pseudonim literacki, z którego korzysta się przynajmniej od, twórcy korzystają przynajmniej od XIX wieku, jak nie wcześniej.
A tutaj chyba jesteśmy do siebie... No właśnie. Ja znam tych największych z XIX wieku. Zresztą chyba jesteśmy tu podobni, Mr. X. Zaczynałem jako Mr. X, tak.
Proszę bardzo. Ale z tą różnicą, że nie występowałem wtedy, dziękuję, przed kamerą, żeby mówić, że Krzysztof Stanowski to jest znakomity dziennikarz. Ja tak nie powiedziałem.
Przejrzałem sobie ten wywiad. Ta konwencja była potrzebna, naprawdę. Ja nie mówiłem w tym fragmencie wywiadu, który widzieliśmy publicznie, że Karol Nawrocki to jest super gość w ogóle.
Tylko mówiłem, że Karol Nawrocki zainspirował Tadeusza Batyra, bo w istocie tak było. Dlaczego nie pod swoim nazwiskiem? To był moment, w którym zmieniałem Instytut Pamięci Narodowej na Muzeum II Wojny Światowej. A tam był naprawdę, była polityczna batalia o Muzeum II Wojny Światowej.
Nie chciałem wnosić tematów, którymi zajmowałem się w Instytucie Pamięci Narodowej do Muzeum II Wojny Światowej. A poza tym ta literacka konwencja dawała też taką możliwość, aby wywołać właśnie ten temat. Byłem pierwszym historykiem, który badał transformację przestępczości zorganizowanej z PRL-u do III Rzeczpospolitej.
Ten temat był zupełnie niezagospodarowany, bo trzeba było, nie chcę mówić sam o sobie, ale trzeba było odwagi, żeby go podjąć, bo to są naprawdę wielkie środki finansowe, które wciąż chodzą w XXI wieku. Chodziły także w latach dziewięćdziesiątych. Więc to była konwencja, która miała ten temat wywołać i to się udało.
Ja robiłem konferencje naukowe i wydałem też książki pod swoim nazwiskiem. Już takie typowo naukowe. Byłem redaktorem w odniesieniu do przestępczości zorganizowanej.
Ta konwencja pozwalała na zdobycie nowych informacji, świadków i źródeł. Do dnia dzisiejszego mam około 90 tomów nie przeanalizowanych akt, bo potem tak dynamicznie się potoczyło moje życie, że w to do końca nie zajrzałem. To jest ciekawy temat, naprawdę.
Tylko jak to wszystko zbierzemy w jedną całość, to ja też się nie dziwię troszeczkę osobom panom nieprzychylnym, że oni kreują obraz człowieka, no właśnie, karka, który się bije, który ma podejrzanych znajomych, który jest zafascynowany mafią, którego mafii pisze książki. Nagle się okazuje, że mamy przed sobą typa z podciemnej gwiazdy. Gdy ktoś jest pana przeciwnikiem, to dość łatwo ulepi sobie takiego bałwanka ze śniegu właśnie i przyczepi mu rogi diabła i ubierze go i, nie wiem, pistolet mu jeszcze da do ręki.
Bo jak się to wszystko zbierze, te małe elementy, te puzzle do kupy, no to może taki obrazek powstać. To trzeba bardzo chcieć. Ale ludzie bardzo chcą.
Przeciwnicy bardzo chcą. To trzeba naprawdę bardzo chcieć zobaczyć taki obraz, bo żeby oddać kontrobraz, kontrpanoramę tego obrazu, który pan redaktor wyrysował, to ci ludzie, którzy choćby na Pomorzu czy w Gdańsku mnie znają, to wiedzą, że to jest człowiek, który odnalazł żołnierzy na Westerplatte i ich pochował. Który pielęgnował i dbał o pamięć narodową.
Który walczył o żołnierzy podziemia antykomunistycznego. To człowiek, który z Instytutu Pamięci Narodowej zrobił Instytut Przyszłości Narodowej. Wszedł w zakres nowych technologii, biura nowych technologii i takich technologii, które do tej pory nie były wykorzystywane.
Nie chcę mówić o swoich kolejnych naszych, wspólnych naszych zespołów sukcesach. Więc naprawdę trzeba chcieć zobaczyć taki obraz. To przecież ojciec, trójki dzieci i mąż.
No więc jakby każdy może sobie stworzyć taki mój obraz, jaki chce. To jest oczywiście w wolnym świecie do zrobienia. No ale to jest jedno z zainteresowań badawczych.
Musiał pan liczyć się z tym, że 40%, 35% osób zainteresowanych polityką właśnie będzie chciało stworzyć obraz, w którym będzie pan w ultra złym świetle przedstawiany. To się zadziało. Czy troszeczkę nie mógł pan tego przewidzieć i pewnych rzeczy rozładować? Przed kampanią powiedzieć Tadeusz Batyr to ja.
Albo słuchajcie, ja tutaj sparowałem z takimi ludźmi, kogo ja nie znam, kto to się nie przewinął przez moje życie. Przecież zdjęcie z Wielkim Busam wrzuciłem do mediów społecznościowych zdaje się jeszcze przed kampanią wyborczą. Więc jakby to nie jest kwestia rozładowywania, tylko taka świadomość, że publikowanie książek pod pseudonimem literackim w cywilizowanym świecie nie powinno stanowić jakiegokolwiek problemu.
Dzisiaj mało wpadkę pan za notową, mówiąc, że prokuratura umorzyła śledztwo. Tymczasem prokuratura powiedziała, że wcale nie. Chodzi o te apartamenty pana.
Nie pana apartamenty, tylko muzeum. Tak. Czytałem w gazecie wyborczej, że śledztwo, to był taki artykuł, że śledztwo albo jest umorzone, albo rzeczywiście potwierdzono w tym śledztwie, że miałem możliwość dokonywania różnych zwolnień i decyzji.
Dzisiaj, jak słyszałem, prokuratura tego nie potwierdziła. Tak jak mówiłem w czasie konferencji prasowej, bardzo krytycznie oceniam gazetę wyborczą i wszystko, co tam się pojawia. To akurat nas łączy.
To nas łączy z całą pewnością. Ale dzisiaj też dostałem taki wypis z Excela, z zapytania publicznego w tej kwestii, o którą pan pyta. No i ona jasno wskazuje, tak jak mówiłem od początku, że część zasadnicza tych rezerwacji zupełnie nie była wykorzystywana, na części byli zupełnie inni goście.
To jest akurat taka konstrukcja propagandy telewizji rządowej z tymi apartamentami, że ona jest przerażająca. Jak tylko znajdę czas, to naprawdę pociągnę ich do odpowiedzialności, bo te paski 200 dni apartamentu, gdzie ja mam, wy pan redaktor, drodzy państwo, zdjęcia z Sylwestra z córeczką na Barana, czy mam faktury z wyjazdów na Walentynki z żoną, oni piszą, że ja w tym czasie byłem i siedziałem w Muzeum II Wojny Światowej, no zrobili taką propagandową akcję. Nie pierwszą i nie ostatnią.
Dużo jeszcze takich odkryć przed nami? No zobaczymy. Może jest coś, czego pan się spodziewał, czeka na detonację i tak siedzi pan na bombie troszeczkę. Którego dnia to w końcu pierdyknie.
A wyglądem jakbym siedział na jakiejś bombie. Jest pan nadzwyczaj wyluzowany. To aż mnie zaskakuje, bo gdy obserwowałem pana wyłącznie za pośrednictwem mediów, to sprawiał pan wrażenia człowieka, nawet pana tak określiłem, chyba bota.
Człowieka bota, takiego bardzo komputerowego, robota, którego można gdzieś tam... Mówią na mnie AI, nie? Nawrocki to jest AI. AI to by był komplement, a bot to niekoniecznie. Jeszcze niedopracowany.
Tak, to taka wersja z 97. Wersja soft. Na Amigę albo Commodore.
Tak, coś takiego. No nie wiem, to pana redaktora ocena, czy tych, którzy tak mówią. Ja nie czuję się botem.
To ja ocenę swoją wystawię być może na koniec. Przejdźmy do rzeczy dla kraju ważnych i bardzo ważnych. Przejdźmy do tego, jaka to ma być prezydentura, jeśli pan wygra.
Jaką Polskę pan sobie wymarzył? To jest jedno z tych pytań, które zadaję każdemu kandydatowi na prezydenta, bez względu na to, jaki ma poparcie, bo każdemu chcę dać równy szansę. Ja marzę przede wszystkim o Polsce normalnej i sprawiedliwej. Jeśli mógłbym zamknąć to w dwóch hasłach, bo to, co oglądamy dzisiaj, tą presję ideologii, która jest obca, która nie jest nasza i trafia... O tym mówiliśmy w czasie debat, ale tu muszę być konsekwentny, bo ta Polska, którą widzę, to widzę ją w czasie całej swojej kampanii wyborczej, więc nie będę mówił panu redaktorowi czegoś innego, niż słyszał pan redaktor wcześniej.
Tak widzę Polskę normalną, bez obcych ideologii, które naprawdę nakładają presję i na szkołę naszych dzieci, na nasze gospodarstwa rolne, na nasze lasy i na naszą gospodarkę społeczną. Chciałbym takiej Polski, która jest po prostu Polską, z dobrą polską szkołą, z której uczniowie wychodzą Polakami rozmiłowani w naszym dziedzictwie kulturowym i w tym kim jesteśmy i kim mamy pozostać. Oczywiście widzę też polskie dobrobytu.
Przeraża mnie to, co dzisiaj dzieje się i z finansami publicznymi, choć ludzie nie śledzą, bo telewizja komercyjna jedna i telewizja rządowa mogą sobie, wie pan redaktor, znaleźć ekspertów, profesorów, którzy usiądą i powiedzą stan państwa polskiego jest doskonały. No tylko dzisiaj byłem na targu w Radzyminie albo spotykam się z Polakami w 260 powiatach i wszyscy mówią, że jest drogo. Więc widzę Polskę także jako państwo dobrobytu zerowym watem na żywność.
To ważne. To się udawało przez tyle lat rządom Zjednoczonej Prawicy, żeby wat na żywność był 0%, a dzisiaj tego watu na żywność nie ma 0%, ale widzę też Polskę ambitną, rozwijającą się z dużymi projektami, z projektami aspiracyjnymi, z polskim atomem, z CPK takim jakim miał być. Więc moja Polska to jest Polska i bezpieczna, i Polska dobrobytu, przede wszystkim Polska normalna i Polska ze swoimi wielkimi marzeniami i planami.
Ja uznaję, że nie tylko jako historyk, ale myślę, że tutaj ten wkład historyczny jest ważny. Uznaję, że my nie możemy sobie jako naród polski pozwolić na to, żeby przestać mierzyć wysoko, żeby przestać patrzeć wysoko. W takiej jesteśmy konstrukcji geopolitycznej, że my musimy być cały czas ambitni, dążyć do wielkich planów i się rozwijać, bo inaczej znikniemy.
A jak jeszcze jest presja ideologiczna, a więc Polska nie jest normalna, to niestety idziemy drogą do zapaści gospodarczej i być może tego, że w kolejnych dekadach, czy w kolejnych wiekach w ogóle nie będzie takiego zjawiska, jak Rzeczpospolita Polska. Pan mówi o zerowym wacie na żywność, o niższym wacie w ogóle, 22% zamiast 23%. Mógł pan wrzucić 21%, no co panu szkodziło? Wyliczałem to.
Raczej nie ja, tylko moi eksperci podatkowi. Trzeba było zmienić ekspertów. Sam pan powiedział, że mogłoby liczyć to, co się chce.
Byłoby 21%, oczko jeszcze lepiej by siadło. Nie, tutaj jeśli chodzi o sprawy ekonomiczne, podatkowe, to naprawdę otwieram się na wiedzę od ekspertów. Prezydent jest menadżerem państwa też.
Musi wiedzieć, do kogo zadzwonić, z kim porozmawiać, kogo posłuchać. Nie oszukujmy się. Żaden prezydent żadnego państwa nie ma tak szerokiej wiedzy w każdym aspekcie życia społecznego, żeby mógł podejmować, musi podejmować decyzje sam.
Ja będę takim prezydentem, ale musi jednak słuchać też tych ekspertów, którym ufa. Tu w kwestiach podatkowych oczywiście ja wiele godzin przedyskutowałem ze swoimi doradcami, ale to nie takie proste, żebym wpisał 21%, a nie 20%. Proste.
Wpisał pan 30% obniżki. Jestem odpowiedzialny. Ale to zaraz do tego dojdziemy, bo mówi pan tak.
Niższy VAT, zerowy VAT na żywność, niższe podatki, bo poprzez różne ulgi one generalnie mają być niższe. Jednocześnie miliardy na technologię, armia 300 tysięcy, CPK, elektrownie atomowe, wyższe emerytury, dotacje dla każdej gminy na budowę schronów. Czy to nie jest robienie z ludzi idiotów? No przecież jak można zabrać państwu pieniądze, a jednocześnie obiecać wydatki takie? Oprócz tego, że to nie są kompetencje prezydenckie, to jeszcze do tego dojdziemy.
Ale jak się panu to budżetowo wszystko skleja? Albo pana doradcom, jak się to skleja? Z jednej strony obciąć wpływy do budżetu, a z drugiej strony dmuchnąć taki program, po którym tylko trzeba by się ogłosić kolejnym Karolem, który zostanie papieżem. No nie jest tak do końca. To jest plan oczywiście na kadencję, na pięć lat.
To jest zapisana wizja Polski, która oddaje pewną emocję, wrażliwość samego kandydata, ale też oddaje emocję społeczną. Bo ja ten program przecież tworzyłem także z Polakami. Po prostu spotykając się z nimi i rozmawiając.
Taki powinien być prezydent. On rzeczywiście jest człowiekiem, który słucha Polaków, przygląda się ich emocjom i potem stara się forsować to, co dla Polaków jest najważniejsze. To jest chyba w ogóle główna rola prezydenta państwa polskiego przy tych kompetencjach, które są zapisane w dzisiejszej Konstytucji.
Jak mówi, będziemy zaraz rozmawiać o kompetencjach. Jeśli chodzi o kontrakt podatkowy, on jest możliwy do zrealizowania przy uszczelnieniu luki VAT-owskiej. My się przyzwyczailiśmy do tego i Pan redaktor też i może nasi widzowie, że jak głosujemy na Donalda Tuska, to z nim zawsze idą mafie VAT-owskie i zawsze jest luka w podatku VAT, którą udało się jednak zlikwidować przed 15 października 2023 roku.
To jest 45 miliardów złotych, które są wywożone albo za zagranicę, albo są po prostu kradzione przez mafie VAT-owskie. Jak zobaczymy, że mamy 45 miliardów złotych, a to jest siódmy punkt mojego kontraktu podatkowego, a więc pancerz budżetowy, pancerz na polskie finanse publiczne i doszczelnienie podatku VAT, to zobaczymy, że te obietnice, które są w pozostałych sześciu punktach kontraktu można zrealizować przy konsekwentnej polityce państwa polskiego, polityce fiskalnej. – Ja tylko przeczytam.
Moni.pl. Luka VAT rośnie od dwóch lat. Jest to artykuł z 2024 roku z czerwca. Jej skok zanotowano już w 2022 roku.
W końcówce rządów premiera Morawieckiego wzrosło ponad 40 miliardów złotych. Wynika tutaj ze słów Sławomira Dudka, szefa Instytutu Finansów Publicznych, że w 2023 roku dziura podatkowa podwoiła się. Więc może nie zrzucajmy całej tej dziury VAT-owskiej na Tuska i PO, bo to jest problem, który się powtarza bez względu na to, – Tylko nikomu, panie redaktorze, nie udało się na etapie rządów, tak jak rządom Zjednoczonej Prawicy, tak docisnąć, doszczelnić luki VAT-owskie, jakby pan spojrzał na te statystyki wcześniej, jak rządom Zjednoczonej Prawicy.
I to jest prawda. Za czasów działania Krajowej Administracji i w ogóle działania Krajowej Administracji Skarbowej w tamtym czasie mocno doszczelniły Polski system fiskalny, system podatkowy. Ja nie tylko z tego helikopterview przyglądam się temu, bo to są dane statystyczne, statystyki.
No i muszę powiedzieć, że nie tylko za sprawą i nie za sprawą swojej żony, która jest funkcjonariuszem KAS, to nie są informacje od niej, ale jestem w kontakcie także z funkcjonariuszami Krajowej Administracji Skarbowej i ze związkowcami. I naprawdę to widać na samym dole funkcjonowania tej instytucji. Po prostu pewna presja ściągalności podatków po dojściu rządu Donalda Tuska głęboko spadła.
Nie ściga się tych spraw, a te środki finansowe są potrzebne. Nie może być tak, że uczciwie zarabiający obywatele państwa polskiego i odprowadzający podatki są gorzej traktowani niż mafie vatowskie. – Czyli trochę z tego, co pan powiedział, wybrzmiało, że pański program to jest zbiór marzeń Polaków.
Że pan rozmawia z Polakami, wsłuchuje się w ich pragnienia i ten program oddaje to, o czym marzą Polacy. To brzmi trochę, jakbyśmy pisali jednak baśnie tysiąca i jednej nocy, a nie program wyboczy. Bo program to chyba coś, co się ma zamiar zrealizować, a nie zbiór mokrych snów Polaków.
– Ja będę reprezentantem jako prezydent państwa polskiego także społecznej emocji. – Ale gdyby społeczne emocje były takie, że musimy polecieć na Marsa, to by pan tego nie wpisał w program wyboczy. – Ale nie, żeby była jasność.
Program jest wypadkową tego, co słyszę od Polaków. To, że słyszę w 260 miejscach, że jest bardzo drogo, to jest rzecz, która nie jest dla mnie obojętna. Mówię szczerze.
Słyszę, że Polakom żyje się gorzej niż rok, niż dwa lata temu. Więc to jest zadanie dla przyszłego prezydenta, aby zająć się tą sprawą. Stąd wracamy do tego VAT-u na żywność 0%, czy do niższego VAT-u na energię elektryczną i na gaz.
OK. Są też w tym rzeczy, które są moje, autorskie. Tak jak mówię w Instytucie Pamięci Narodowej, dokonałem rzeczy, z których jestem bardzo dumny, czyli stworzyłem Biuro Nowych Technologii.
Mam nadzieję, że widzowie Kanału Zero znaleźli na Steamie Instytut Pamięci Narodowej i grali w grę szyfrów o roku 1920, czy w grę lotnicy, która jest takim stylem edutainment, czyli to jest i rozrywka, i nauka. To jest zupełnie nowy poziom edukacji. Najlepiej, jak będziemy tworzyć nowe technologie, a nie Biura Nowych Technologii.
To jeszcze punkt wyżej by było. Ale to Biuro Nowych Technologii stworzyło jako pierwsza instytucja w państwie polskim dwie gry, którymi zachwycali się Amerykanie, którymi zachwycały się IPN-y i środowiska edukacyjne w całej Europie. Przyjeżdżali do nas Amerykanie, panie redaktorze i mówią, wy Polacy robicie gry o historii, o prawdziwej historii.
Wszystko przetestowane i to weszło prof. Przemysława Czarnka do podstawy programowej. Jak przyszła pani Nowacka, to od razu wyrzuciła pierwszą grę w polskiej podstawie programowej, bo została stworzona przez Instytut Pamięci Narodowej. Czemu o tym mówię? Mówię o tym dlatego, że na tym polu jakim był Instytut Pamięci Narodowej udało mi się dokonać pewnego skoku technologicznego opowieści rzeczy trudnych.
Opowieści rzeczy naprawdę trudnych, no bo dwa systemy totalitarne, śmierć, wojna, zniszczenie. Jak posłuchałby pan, czy państwo, mamy takie, jest takie ciało, kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, bardzo młodzi, bardzo mądrzy profesorowie, doświadczeni. Wasz współpracownik jest w nim także w tym ciele, którego pozdrawiam, profesor Andrzej Nowak, który mnie wspierał jako jeden z niewielu.
Tak, uda się to zrobić. Uda się zrobić grę, ale większość mówiła, człowieku, człowieku, no jak ty chcesz robić gry i nowe technologie w opowieści o tak trudnych sprawach? Powiedziałem, że to zrobię i to zrobiłem. I dlatego rozmawiając o programie, muszę powiedzieć, że w tym planie 21 też są oczywiście moje autorskie pomysły, czyli takie jak próba właśnie, czy stworzenia Funduszu Technologii Przełomowych i to już jest jeden z moich postulatów.
Tak, na to też są potrzebne środki finansowe. 5 miliardów? Tak, na to są potrzebne środki finansowe i współpraca z rządem. To jest mój plan, który muszę zrobić z rządem polskim.
Jakikolwiek on nie będzie, a więc na początku rozpocznę dyskusję z tym rządem, który zastanę jako prezydent państwa polskiego. My jesteśmy w technologicznej rewolucji. Nie muszę tego tutaj tłumaczyć.
My tego nie możemy przespać. Ja nie wiem skąd rząd znajdzie środki finansowe. Niech uszczelnia VAT, niech ogranicza środki finansowe na rzeczy, które są mniej ważne jak dzisiaj.
Ale to zaraz, pan może powiedzieć, że te środki są ultra ważne, że 5 miliardów na nowe technologie. Ale rozumiem, że to jest pewien, jak pan to nazywa, kontraktem, że jak pan wygra, to to będzie. Tymczasem teraz pan mówi, że jak pan wygra, to pan powie rządowi, że trzeba to zrobić.
Pana nie interesuje skąd wezmą pieniądze. Ale oni mogą powiedzieć, panie, to nie nasz program. Myli pan redaktor.
Mój plan wyborczy, Plan 21, jedną z części tego planu jest kontrakt. Kontrakt jest podatkowy. To będzie, to zrobię.
W Planie 21 jest wizja moich pięciu lat prezydentury. I w tym Planie 21... I rozumiem, że to jest plan, te 5 miliardów być może na końcówkę prezydentury, jak się zmieni rząd. Prezydent mówi wam, czy kandydat dzisiaj na prezydenta, a prezydent mówi wam, nie możemy przespać rewolucji technologicznej.
Ale przecież rząd powie panu, już my wiemy, co mamy robić. Niech pan się na mnie wkrąca. No nie wiem, czy z takim świeżym mandatem, świeżym mandatem wyborczym, w momencie, w którym zmieni się cała dynamika polityczna, będą tacy w większości parlamentarnej, na pewno będą tacy w większości parlamentarnej, którzy powiedzą, ten człowiek ma wizję, na tego człowieka zagłosujemy.
A czemu to mówię? Dlatego, że jak zostawałem prezesem IPN-u, pan redaktor tego nie śledził, widzowie może tego nie oglądali, ale jak zostawałem prezesem IPN-u, nie miałem szans zostać prezesem IPN-u. W Sejmie wybrał, także głosownik Konfederacji, o tym mówiłem na ostatniej naszej debacie, ale w Senacie nie było w większości środowisk, które chciałyby mnie poprzeć. I wie pan redaktor, co się stało? To było jedyne personalne głosowanie, które wygrał człowiek wskazany przez Prawo i Sprawiedliwość i popierany przez Konfederację.
Część PSL-u zagłosowała za mną i Antoni Mężydło, odważny człowiek, działacz opozycji antykomunistycznej z Platformy Obywatelskiej, dociskany przez Platformę, że jak się wyłamie z dyscypliny, to spotka go coś złego. Powiedział nie. Ja na człowieka, który przywrócił kształt Westerplatte i ma zostać prezesem IPN-u, zagłosuję, zagłosował i zostałem.
Taką samą dynamikę będziemy mieli, gdy zostanę prezydentem Polski, bo są tam ludzie przyzwoici. I w polskim stronnictwie ludowym, nie wyobrażam sobie, że polskiemu stronnictwu ludowemu części tego ugrupowania nie będzie zależało na tym, aby Polska się rozwijała. I w konfederacji, i w wielu środowiskach politycznych są tacy, którzy chcą zobaczyć wizję, marzenie, nadzieję, jak kontrakt zrealizuje, a plan będę realizował konsekwentnie.
Ale przecież tym, jak wygląda Polska, jak wyglądają podatki i na co przeznaczamy środki z budżetu, decyduje dzisiaj koalicja rządząca. I nie uzyska Pan takiego poparcia, żeby dzisiaj powiedzieć ludziom, dać im słowo, że Pan to wszystko wprowadzi. Pan może tylko dać słowo, że Pan się postara.
Ale ja mogę dać słowo, że się postaram jutro przebiec 100 kilometrów. Mogę się nawet postarać, ale nie przebiegnę. Cech ewolucjonalnych są ważne.
Ograniczenia i predyspozycje też są ważne. Też są ważne, ale jest ważna też wyobraźnia polityczna i wyobrażenie pewnej dynamiki politycznej w państwie. Mam takie doświadczenie, dlatego się z Panem redaktorem dzielę.
Co jest alternatywą? Dobrze, porozmawiajmy inaczej. Alternatywą... Mamy rozmawiać realnie? Tak. No przecież Pan w tych wyborach jest od tego, żeby przekonać część społeczeństwa, która nienawidzi Donalda Tuska, że Pan zablokuje wszystko, co wymyśli Donald Tusk.
Nie zablokuję. A druga strona widzi w Panu tego, który może przeszkodzić w zrobieniu całkowicie porządku. Zła uliczka.
Dlaczego? Bo ja pomogę Donaldowi Tuskowi zrealizować część z jego stu konkretów. Które? Podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Przepraszam.
No tak. Tak, tak, tak. Tak, tak, oczywiście.
Rząd PiS, rząd Prawa i Sprawiedliwości podwyższył ją. Ale on już nie chciał realizować punktów. Rząd PiS podwyższył ją dziesięciokrotnie z trzech tysięcy z kawałkiem do trzydziestu tysięcy.
Donald Tusk w stu konkretach obiecał sześćdziesiąt tysięcy. Ale już nie obiecuje. Ale jak mu przykro.
Znaczy Rafał Trzaskowski obiecuje, ale po wyborach to już nie będzie aktualne. Ja przychodzę z wielkim chrześcijańskim miłosierdziem zatrzymać te złe tendencje, które chce wprowadzić Rafał Trzaskowski jako człowiek zarządzany joystickiem o timingi przez Donalda Tuska. Ale też pomóc Donaldowi Tuskowi zrealizować to, co obiecał Polakom wśród stu konkretów.
Kwota wolna od podatku. Jestem otwarty. Czyli Donald Tusk ma dobre pomysły? Mało.
Bardzo mało. Ale ma dobre obietnice. To jest regularny kłamca, panie redaktorze.
Rozmawiamy o człowieku, który nas oszukuje od dwudziestu lat. Ja jeszcze nie mam doświadczenia oszukania Polaków ze swoich... Tylko od trzech miesięcy. Nie.
Nie. Nie oszukuję. Siedzę, mówię, odpowiadam na pytania.
Batyr Grand Hotel, coś tam. Mówię, odpowiada pan. Jasne.
Mnie to jednak się wydaje, że wy wszyscy w tej kampanii nabijacie wyborców w butelkę. Pan ma tę przewagę, że pan naprawdę może zagrać kartą, że ja to dam popalić tym z platformy i nie pozwolę, żeby dalej robili z Polską to, co robią, bo taka jest mniej więcej wasza narracja. Ale te wszystkie obietnice, że coś wprowadzę, no to są bajeczki.
Obietnice pod tytułem zablokuję, nie pozwolę. No to tak, w porządku. To wszystko się zgadza.
Ale obietnice pod tytułem dam, rozdam, stworzę, no to przecież prezydent ma ładnie wyglądać, żołnierze mają mu salutować, ma odbierać telefony z Paryża czy z Waszyngtonu, rozdać parę medali. Takiego prezydenta w takim wydaniu, z którym Pan redaktor teraz rozmawia i z taką przeszłością, takiego ludowego prezydenta, z ludu wybranego i dla ludu ustanowionego, z Polaków wybranego i dla Polaków ustanowionego, żeby nie iść za daleko w tych porównaniach, nie było. Jeszcze nie było.
Ale przypomnę też Panu redaktorowi, że to... Zaraz, zaraz, zaraz. A nie, dobrze, może Lech Wałęsa na początku lat dziewięćdziesiątych, tak. To był też taki ludowy, chociaż nie chcę się z nim porównywać z różnych przyczyn, ale ludowy.
Ale czym Pan się różni od wszystkich poprzednich wybranych? No choćby tym, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, od czego rozpoczęliśmy naszą rozmowę, że jestem człowiekiem z krwi i kości, który oglądał Polskę naprawdę, nie z salonów, nie tylko z akademii, choć też jestem jednak doktorem historii, napisałem nie tylko te książki, które Panu redaktorowi przyniosłem. Jest jeszcze jedna do pokazania. Tak, jest jeszcze jedna.
Lechia i Juventus więcej niż mecz. Pan też czytał, czytałem Spalonego Iwana, więc przyniosłem jeszcze Lechia i Juventus więcej niż mecz. Z Mariuszem Kortkiem napisałem taką książkę kiedyś o jednym meczu.
Myślę, że to o zabezpieczeniu operacyjnym Służby Bezpieczeństwa, meczu, który jest najważniejszy w Gdańsku niestety do dnia dzisiejszego, bo nic większego się nie wydarzyło niż mecz z Juventusem Lechii po zdobyciu Pucharu Polski. Ciągle czekamy. Ulubiony piłkarz Lechii? No to trudna decyzja, bo z nami ich zbyt wielu.
Wolałbym nie wybierać, ale... Nie? To trzech może Pan podać. Z obecnych czasów, z lat 90. i z lat 80.
Po jednym. Grzegorz Pawłuszek. Grzegorz Pawłuszek, którego rzeczywiście lubiłem.
Bardzo lubiłem. Mam nadzieję, że kibice Lechii się na mnie nie obrażą, ale bardzo ceniłem Abdurazaka Traore. A dlaczego mieliby się obrazić za to? Ładnie strzelał z przeobrotki.
Dobry zawodnik, tak. I Sławka Wojciechowskiego. Sławomira Wojciechowskiego też.
Taka legenda Lechii. Chociaż z lat 80. Jacek Grębocki wówczas w latach 80.
Było trochę tych piłek. No dobrze. Test wiedzy o piłce Pan zdał w tym momencie jak najbardziej.
Jak jest Jacek Grębocki i Sławomir Wojciechowski wymienieni, to znaczy, że ta wiedza jest niezdobyta wczoraj. No dobrze, wróćmy. Kandydat Ludu.
Pierwszy taki od czasów Wałęsy, jak Pan powiedział. Myślę, że tak głęboko z tej tkanki społecznej wybrany to wydaje mi się, że tak. To w ogóle skłania do takiej dyskusji o tym, jak dzisiaj wygląda polityka.
Chyba też mam pierwszy raz okazję powiedzieć i cieszę się, że to u Pana redaktora w programie, bo ja jestem zawiedziony tym, jak wygląda dzisiejsza polityka i model polityków często przychodzących naprawdę od teczki do teczki. Jak patrzę na polityków w moim rodzinnym mieście Gdańsku, to się zastanawiam kiedy oni są gotowi słuchać ludzi. Znaczy skąd oni wynoszą świadomość o tym, jakie Polacy mają problemy.
On jest tak, najpierw w teczkowym radnego, potem radnym, potem w teczkowym ministra albo wiceministra, potem wiceministrem i ministrem i mówi, że reprezentuje ludzi. Moja droga jest zdecydowanie inna. Jak Panu się uda, to też się Pan zamknie w pałacu, będzie jeździł z ochroną i też straci Pan kontakt z ludźmi.
Panu się wydaje, że Pan go nie straci, a Pan bardzo szybko polubi to życie w izolacji. To samo mi mówili jak zostawałem, ja wiem, że Pan bagatelizuje trochę Instytut Pamięci Narodowej. Ja jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej byłem według precedencji 15.
urzędnikiem Państwa Polskiego. To jest bardzo ważna instytucja Państwa Polskiego. 2,5 tysiąca pracowników z 20-letnim ponad doświadczeniem.
I to samo mi mówili jak zostawałem prezesem IPN-u. Znaczy koledzy. Zostaniesz prezesem, to nie będziesz miał dla nas czasu, nie pograsz z nami w piłkę, nie będziesz miał czasu nawet obejrzeć z Antkiem ze swoim synem meczu, czy pograć w koszykówkę z Danielem.
No nie. Nie jestem taki, ale to doświadczenie, które pozwalało mi oglądać życie z różnych perspektyw, z takich nieoczywistych dla polityków sprawia, że czuję się mocno społecznie. Że rozumiem, co do mnie mówią Polacy i czego oczekują.
Ale jeszcze jedno chcę powiedzieć Panie Redaktorze, bo od tego zaczęliśmy. Że ci przychodzący po roku 89 politycy, dlatego jestem zawiedziony dzisiejszą polityką, że to są często w różnych środowiskach politycznych, żeby była jasność. Teczkowi, czy tacy, którzy odrywają się regularnie od społeczeństwa i mają taką typową karierę partyjną, która odrywa ich od pewnych emocji społecznych.
Ci politycy, niezależnie od tego, jak ich oceniam po roku 89, bo rozmawialiśmy o Wałęsie, byli jacyś. Oni skądś przychodzili. Z ciężkiej pracy, inni z kartonu, ze strajków, ze styropianu, ze strajków z roku 80, inni z więzienia, z jakiegoś ciężkiego doświadczenia walki z komuną, inni byli komunistycznymi aparatczykami i też przechodzili tą cezurę roku 89.
A dzisiaj wytwarza się taki model polityków, w którym my, obywatele, często jesteśmy gdzieś w ogóle na boku tych problemów. Ja chcę być inny. Ale jednak kandydat ludu to jest ktoś, kogo ten lud wypycha, bierze go na ręce i zanosi do Pałacu Prezydenckiego.
To się właśnie dzieje. My jesteśmy świadkami. Nie.
Pana na ręce wziął mimo swojej postury Jarosław Kaczyński. To on pana wziął na ręce i próbuje zanieść. Prezes jest bardzo silny, tak swoją drogą.
Nie wątpię. Prezes jest przystojny, silny, męski i tak dalej. Wszystkie ma, jak trzeba, zalety.
Natomiast to on pana wziął na ręce i próbuje zanieść. To on pana wykreował, to on pana politycznie na tym poziomie stworzył. Przecież gdyby nie decyzja Jarosława Kaczyńskiego, to pańska rozpoznawalność by była na poziomie 1% Polaków.
Myli się pan. Miałem taką rozpoznawalność według tych badań, jaką pan redaktor ma dzisiaj. Około 30% jako prezes IPN.
Redaktor się po prostu nie interesuje narodową pamięcią. Chce mi pan powiedzieć, że pan rok temu szedł do galerii handlowej. I co chwilę pana zaproszono o zdjęcia i wszyscy mówili, o, to jest Karol Nawrocki.
Dzisiaj jest wielki przełom, ale opublikowane ostatnio takie sondaże, to zobaczy pan redaktor. I się tym zdziwiłem, bo dla mnie i dla pokolenia mojego syna, no wiadomo, dla pokolenia mojego syna i dla współpracowników, którzy przyszli ze mną, Krzysztof Stanowski, no to jest najbardziej znany człowiek w ogóle w Polsce. To jest naturalne.
I dla naszych widzów. Natomiast pewnie też sam pan się zdziwił, że jak odpalił pan sondaże, było 30% rozpoznawalności. Że gdzieś tam gminy, powiaty... W porządku, ale ja mówię, co było zanim pan został kandydatem na prezydenta? Był ten sam poziom, w niektórych środowiska.
Ten sam poziom co pana redaktora, nie co dzisiaj. Tylko zupełnie inne środowiska mnie rozpoznawały. Wszystkie środowiska patriotyczne, środowiska, z którymi współpracowałem.
Każdy wiedział, kto to jest prezes Instytutu Pamięci Narodowej w miejscach, które żyją, historią, tak jak pana redaktora rozpoznawały wszystkie miejsca, które żyją internetem, tylko internet ma większą moc. Ale dzisiaj jest radykalny przełom rozpoznawalności. Ja w ogóle nie kwestionuję dzisiejszej pana rozpoznawalności.
Ja tylko mówię, że jeśli chce pan się porównać do kandydata ludu, no to kandydatem ludu jest ktoś, kogo lud prosi o to, żeby... I tak się stało, w istocie. Żeby wziął na siebie ten ciężar prezydentury. Pana poprosiła jedna osoba.
Gdyby ta osoba miała inny pomysł tego dnia, gdyby wstała inną nogą albo wpadła na korytarzu na kogoś innego, ktoby ją przekonał, to by kto inny dzisiaj miał tą rozpoznawalność. Ja z Krzysztofem Stanowskim muszę odrabiać lekcje przy tym stole, drodzy państwo. Niech pan odrabia.
Muszę odrabiać lekcje z obywatelskości i z tego, kto mnie wystawił. Szczególnie, że w Kanale Zero jednym z prowadzących jest prof. Andrzej Nowak. Tak.
To ten człowiek, z Komitetem Obywatelskim, z tysiącem ludzi świata akademickiego, z świata artystycznego, wystawił Karola Nawrockiego jako kandydata obywatelskiego. Ja zostałem postawiony w takiej sytuacji, że byłem kandydatem obywatelskim, ktoś dostrzegł we mnie kandydata na Urząd Prezydenta, wyraziłem na to zgodę, ale powiedziałem jasno, mój start w wyborach prezydenckich bez poparcia praw, mnie interesuje tylko zwycięstwo dla Polski. Mój start, ja nie chciałbym być tam Arturem Bartoszewiczem w tym kontekście, czy panem Maciakiem, którego zapytał pan redaktor, kim jest.
Ale nie wiem. No właśnie, ja też nie wiem. Ale interesuje mnie zwycięstwo, więc powiedziałem Komitetowi Obywatelskiemu, że jeśli zostanę poparty przez największą partię w polskim parlamencie, to jestem gotowy startować w tych wyborach, bo ja chcę zwyciężyć.
Nie dlatego, że tak bardzo chcę zostać prezydentem, tylko chcę uratować Polskę przed tym, co jej dzisiaj grozi i realizować swój plan. I dopiero ta konstrukcja sprawiła, że zajęła mią się Prawo i Sprawiedliwość. I to trwało od lutego, to trwało prawie rok.
I miało różne przebiegi, też je komentowaliście. Chce pan powiedzieć, że osoby z pańskiego otoczenia, które najpierw pana przekonywały, potem wierciły dziurę w brzuchu Jarosławowi Kaczyńskiemu i mówiły mu zgódź się na niego, to jest najlepsza opcja? Tego już nie wiem, jak to wyglądało technicznie. Ja się zgodziłem być kandydatem obywatelskim.
Nie wstąpiłem przecież do partii Prawo i Sprawiedliwość. A dlaczego nie? Bo nigdy mnie to nie interesowało. Ja uznawałem zawsze... Może to obciach? Nie, nie.
To nie jest obciach, bo to jest partia, która zrobiła przez ostatnich osiem lat wiele dobrego. No i w ogóle całe środowisko porozumienia Centrum po roku 89. Ja byłem wyborcą Prawa i Sprawiedliwości zawsze.
Uznawałem, że to jest partia, która realizuje polski interes, popełnia też błędy. Może o nich też będzie okazja. Poza tym nie mógłby pan być dyrektorem prezesem instytutu? Prezesem bym nie mógł, ale dyrektorem muzeum bym mógł.
Ale prezesem by pan nie mógł być. Tylko że ja, panie redaktorze, dostawałem propozycję wejścia do życia politycznego już jako naczelnik w instytucie. Do lokalnej polityki.
Na listy radnych. Ja zawsze uznawałem, że ja więcej jestem w stanie zrobić dla Polski. Nie w polityce, bo ja lubię mieć wroga czy przeciwnika naprzeciwko, a nie wokół siebie.
Jednak w partii politycznej jest tak, że więcej tych walk chyba toczy się wewnątrz z całą pewnością niż na zewnątrz. Ja nigdy nie zdecydowałem się wejść do partii. A tych propozycji ze środowisk konserwatywnych dostawałem sporo.
Samorządowych, lokalnych. Po tym jak byłem dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej, także centralnych. I mówiłem nie.
Ja realizuję swoje zadania tutaj na tym polu. Jako prezes IPN nie mógłbym być. Ja widzę, że pan bardzo chciałby mieć wszystkie korzyści wynikające z poparcia Prawa i Sprawiedliwości, ale nie mieć absolutnie żadnych nieprzyjemności związanych z byciem kojarzonym wprost z Prawem i Sprawiedliwości.
Nie wiem, czy tak się da przejść przez życie okrakiem. To nie jest okrak. To pewnie są rzeczy, które wiążą się z ośmioma latami rządów Prawa i Sprawiedliwości, które ja uznaję za bardzo dobre, żeby była jasność dla Polski.
Projekty rozwojowe, polityka społeczna. Zresztą będę strażnikiem tych zdobyczy polityki społecznej Prawa i Sprawiedliwości 13-14 emerytury obniżonego wieku emerytalnego. To są rzeczywiście korzyści, ale to jest też zadanie.
Tak, chcę być strażnikiem tego, co udało się zrobić. I tych wielkich projektów rozwojowych, jak Centralny Port Komunikacyjny. Ale w jakim sensie chcę być strażnikiem? Dzisiaj Maciej Lasek za to odpowiada.
Pan Maciej Lasek odpowiada za to, żeby to się nie zbudowało po prostu. Więc będzie dalej w tym tak budował, żeby nie zbudować. I jak pan chce tą straż sprawować? W ten sposób, że będę głosem 200 tysięcy obywateli, którzy podpisali się pod obywatelskim... To już jest mielona przecież gdzieś tam.
Każdego dnia mielą ten CPK. Nie widziałem tego waszego programu z panem... z panem Wilkiem zdaje się. Rozmawialiście o CPK.
Dzisiaj nagrał komentarz m.in. na temat ostatnich debat i też się odniósł do CPK. Pan odnosi się do debaty w sprawie CPK, tak? Tak, tak. Widziałem gdzieś mi mignęło, ale nie oglądałem tego.
Natomiast widzę, co dzieje się w Polsce lokalnej wokół CPK. Co dzieje się w Kaliszu, który ma być ominięty. Ma być inwestycja, która wyłącza właściwe Kalisz.
Widzę, co mówią mi ludzie w Łomży, którzy tak bardzo czekali na CPK. W Końskich, w których byliśmy razem. Ludzie marzyli, że będą w ciągu 50 minut w CPK.
Zabiera się im tę możliwość. Jastrzębie zupełnie wyłączone, zmazane z tej mapy. Tak, zajeżdża dzisiaj platforma CPK.
Zajeżdża polski atom. Zwija nasze aspiracje i marzenia i dlatego chcę zostać prezydentem, żeby... Akurat w kwestii atomu to przynajmniej komunikują, że coś się dzieje. Ale niewiele się dzieje, bo już jest opóźnienie.
Ciągle wydłużają to opóźnienie. Miał być rok 30, potem 35. Jedni ministrowie komunikują, że o 3, potem, że o 7 lat.
A to jednak rząd Zjednoczonej Prawicy przygotował i współpracę technologiczną z Westinghouse i decyzje środowiskowe i decyzje lokalizacyjne. Ta inwestycja mogła być rozpędzona. Jest gorzej niż było, żeby była jasność.
Pan mówi o rządzie Zjednoczonej Prawicy. Dlaczego pana zdaniem ten rząd stracił władzę? Bo skoro ją stracił, to znaczy, że ludzie, którzy go popierali, przestali go w pewnym momencie popierać. Jakie zostały popełnione błędy, największe błędy przez premiera Murawieckiego i ogólnie rządy Zjednoczonej Prawicy? W komfortowej sytuacji.
Siedzę sobie, batoniki proteinowe leżą. To nie pod pana akurat takie proteinowe. Wiem, że pan pewnie takie spożywa czasami.
Dziękuję za wypowiedź. Sklep sfd.pl zniżka dla widzów kanału. A dla uczestników? Ale nie batonik, czy te zniżki też dla uczestników? Oczywiście.
A jak pan wpisze kod nawrocki.karol, to w ogóle minus 50%. O, dziękuję. W tych ośmiu latach było... Przepraszam, minus 30 jak na prąd.
Nie, nie, nie. To było powiedziane. To pan da 50 na prąd? Nie, biorę 30.
Niech pan da 50 na prąd. Nie, no nie mogę. 50 się nie uda.
30 się uda. Jeśli chodzi o te osiem lat, które konsekwentnie uznaję za sukces rządów Zjednoczonej Prawicy, to były rzeczy, które doprowadziły do sytuacji, od której pan redaktor zaczął. Mówię, że siedzę komfortowo, bo łatwiej jest oceniać niż być w takim trybie decyzyjnym w momencie, gdy zagraża nam... Właściwie myślałem sobie wówczas jeszcze jako nie kandydat na prezydenta, a jedynie wyborca Prawa i Sprawiedliwości, że wówczas mogło tylko UFO w Polsce wylądować.
Mówię, pan redaktor, z jednej strony wojna, wcześniej wielka pandemia COVID. To był jednak rząd pod presją takich wydarzeń obiektywnych, które dzieją się na świecie, że ustanie tego, utrzymanie w ogóle i dynamiki polityki społecznej i tego rozwoju było bardzo trudne. Trzeba to powiedzieć jasno.
Dzisiaj wojna oczywiście dalej się toczy za wschodnią granicą, ale jest już pewnym stanem za stanem. Nie ma pandemii COVID. Ten rząd ustał naprawdę ciężkie czasy, a mimo to ciągle do przodu rozwijał się.
Ale zrobił też błędy w moim uznaniu, o których mówię jasno podczas wielu spotkań. Polityka COVID-owa była dla mnie zbyt przesadzona. Ja mam bardziej wolnościowe podejście do życia niż rząd Zjednoczonej Prawicy.
Ja nie rozumiałem czemu nie mogę pójść do kościoła czy do lasu w czasie polityki. Jarosław Kaczyński mógł wszędzie. To już zostawiam na boku.
Natomiast ja nie rozumiałem czemu te restrykcje COVID-owe wyglądają właśnie w taki sposób. Myślę, że to poszło za daleko i część wyborców się odwróciła, bo też im się to nie podobało. Skomplikowano oczywiście system podatkowy.
Jeśli chodzi o Polski Ład, to on ma wiele zalet. O tym często zapominamy. Mateusz Morawiecki jest budowniczym Polski Lokalnej.
Ja prześledziłem statystyki wszystkich powiatów, do których trafiałem. To są naprawdę setki milionów złotych. Jedzie pan redaktor tą trasą, jeśli znajdzie czas po kampanii wyborczej.
W Przysusze stoi wielkie boisko wybudowane z Polski. Niech pan mi nie mówi o tym boisku. Przegrał mój klub mecz na początek tej rundy 1-0.
To jest ta czwarta liga. Przez to awansu nie zrobimy. Tak? Siedziałem na tym stadionie i się wkurzałem.
Gdybyście go nie zbudowali, poprzednia ekipa... Mateusz Morawiecki zbudował. Przez niego awans przegrałem. To było otwarcie stadionu w ogóle.
I dlatego ci miejscowi takich poniosło. Czyli prawdę mówię, że jest stadion. Mimo, że przegraliście.
Może nie mieliście dobrego środkowego pomocnika. Takiego 95-96 kilo. No nie.
My takie chucharko mamy tam w środku. No to może by się przydał taki Iwan Gennaro Gattuso. Tylko 1,86 m. No dobrze.
Idźmy dalej. Z tym polskim ładem. Wymienił pan jeden konkret, który mnie wkurzył.
Może drugi nie. No właśnie, źle zacząłem. No ale dobrze.
W każdym razie Polski Ład miał ten wymiar inwestycyjny. W Polskę zrównoważonego rozwoju. W Polskę powiatową.
To są naprawdę instytucje kultury. Drogi. Infrastruktura drogowa.
Ściekowo-kanalizacyjna. Naprawdę w tym kontekście prześledziłem każdą statystykę powiatu, do którego wjeżdżałem. To był czas dla polskich samorządowców, który był złotym czasem dla rozwoju Polski lokalnej.
Ale miał też ten drugi wymiar, który skomplikował sytuację podatkową. I z takimi ludźmi też się spotykałem. Szczególnie na Podhalu.
Komplikował to mało powiedziane. Do drugiego dnia księgowe się zwalniały z pracy. No właśnie.
I to był problem, który z całą pewnością zniechęcił część wyborców. Jak byłem na Podhalu, to przyszli mali przedsiębiorcy z takich jednoosobowych. Zwolennicy konserwatywnego myślenia na spotkanie ze mną.
I powiedzieli, no tak, my myślimy tak jak pan. Chcemy tak jak pan. Żeby walczyć o te wartości, które wyznaje pan.
Tylko ja nie mogę sobie poradzić z tym, co mój rząd, na który głosowałem, wprowadził w systemie podatkowy. Więc ten drugi wymiar oczywiście wpłynął na pewno na sytuację wyborczą. Trzecia rzecz.
Rozgadałem się trochę. Nie, śmiało. Ja daję mówić gościom tutaj.
Wiem, że pan jest nieprzyzwyczajony. Pan chodzi po media, gdzie co chwilę panu przerywają. Chyba się patrzę, gdzie jest stoper.
Nie ma tutaj żadnego stopera. Ale na tych debatach wbija się ten stoper w podświadomość, że człowiek nawet jak się rozgada, to w pewnym momencie zaczyna hamować, bo już wyczuwa, że... Tak, 15 sekund przed i nie można tego... No ale radzimy sobie chyba, nie? Jakoś sobie radzimy. Pan lepiej, ja gorzej.
Nie, pan sobie redaktor świetnie w swojej konwencji radzi. O coś innego walczymy. A zabolało pana, jak powiedziałem, że w tym wyścigu nie ma ani jednej osoby o formacie prezydenckim? Nie, ja jestem przekonany, że mam format prezydencki.
Czyli takie uwagi to puszcza pan? Nie, wybacza mi pan. Nie będzie pan ścigał mnie jako prezydent. Ja pana redaktora być może jestem jedyną szansą, żeby pana redaktora raczej obronić przed tym, co się dzisiaj w Polsce dzieje.
To prawda. Za grubo trochę poszedłem. Obawiam się, że jak pogrom carekinów ruszy z kontratakiem, to mogę się już szykować do przeprowadzki.
Ja też się o to obawiam. Widzowie, pomyślcie o tym. Wasze bezpieczeństwo jest w rękach Karola Nawrockiego.
Nie odpuszczą. A czemu nie odpuszczą? Dzisiaj dostałem informację z IPN-u. Wie pan, redaktor, ile NIK zażądał kopii dokumentów z Instytutu Pamięci Narodowej? 36 tysięcy kopii dokumentów, kilkudziesięciu kontrolerów NIK-u siedzi w Instytucie Pamięci Narodowej.
Nikt nic nie może robić. My tylko kserujemy nasi pracownicy i wysyłamy dokumenty do najwyższej Izby Kontroli. Na całe szczęście, że pan urlop dział, bo musiałby pan kserować.
Pracowity ten urlop. Ale piękny. Ale piękny.
Trzecia rzecz? Trzecia rzecz to Ukraina. I tutaj występowałem też publicznie. Ja od samego początku mówiłem, że miałem doświadczenie współpracy z Ukrainą w kwestii ekshumacji na Wołyniu.
Ja od początku mówiłem, że Ukraina nie jest ani dobrym partnerem, ani nie traktuje nas jak partnera. Jeśli państwo chcecie zobaczyć, jest taki mój wywiad w telewizji polskiej przed wyborami, w których ja mówię wprost, że mnie niesatysfakcjonują gesty prezydenta Zeleńskiego, że zapala znicz z polskim prezydentem. Powinien pozwolić na to, abyśmy mogli ekshumować ofiary Wołynia.
To będzie warunek jakiejkolwiek współpracy polsko-ukraińskiej? Jakiejkolwiek nie, bo mamy też nasze interesy geopolityczne, interesy bezpieczeństwa. Ja uznaję, że walka Ukrainy, czy w ogóle tryb negocjacyjny Ukrainy jest ważny dla Polski. Rzeczywiście odsuwanie tego sowieckiego zagrożenia, post-sowieckiego, neoimperialnego jest dla państwa polskiego ważny.
Liczący Zjednoczonej Prawicy i Mariusz Błaszczak zrobili dobrze, przezbrajając polską armię, kupując sprzęt południowo-koreański i amerykański, a dając nas sprzęt Ukrainie. Tak, to był ten moment w historii, w którym dobrze, że Ukraina się obroniła. Też dzięki prezydentowi państwa polskiego, dzięki Andrzejowi Dudzie.
Natomiast ja uznaję, że nawet w momentach po tych pierwszych miesiącach wojny powinniśmy mocniej stawiać na agendzie relacji polsko-ukraińskich interes Polski. I mówiłem to publicznie. Znaczy nie możemy Ukrainy, w tamtym czasie nie mogliśmy Ukrainy chwalić za to, że Zełeński zapali znicz i nie fetować prezydenta Niemiec, który przyjeżdża i podczas rocznicy powstania w getcie warszawskim mówi, my rozumiemy, no mocno cierpieliście, ale reparacje to w ogóle nie myślcie o tym.
Znaczy powinniśmy być tutaj konsekwentni także wobec państwa ukraińskiego, a potem co się stało, czyli to zagrożenie dla polskich gospodarstw rolnych, nieuczciwa konkurencja ze strony ukraińskiej, niszczenie polskich przedsiębiorstw transportowych. My mieliśmy najlepsze przedsiębiorstwa transportowe w Europie, a nieuczciwa konkurencja z Ukrainy trochę... I co zamierza pan z tym zrobić? Zamierzam realnie przywrócić partnerskie relacje. To znaczy ja nie mam takiej emocji.
Ja uznaję, nie mam takiej emocji, że my możemy traktować Ukrainę jako naród wybrany tylko dlatego, że jest pod presją Federacji Rosyjskiej. Ja oczywiście jestem po stronie Ukrainy w tym konflikcie, ale zobaczmy, co robi Donald Trump. On negocjuje, twardo negocjuje, mocno negocjuje interes Stanów Zjednoczonych.
Ja nie będę prezydentem Ukrainy, tylko będę prezydentem Polski, jeśli państwo mnie wybierzecie. Takie my mamy prawo dostawiania na tej agendzie spraw polsko-ukraińskich naszego interesu nawet w takim momencie. A Zeleński się zachował nieprzyzwoicie wobec nas.
My nic nie dostaliśmy, panie redaktorze, a jeszcze w czasie wojny... To co dostaliśmy, to nie dostaliśmy ruskiej armii koło polskiej granicy. To jest sukces, na który mocno zasłużyliśmy. To znaczy bardzo pomagaliśmy Ukrainie w czasie konfliktu zbrojnego, ale teraz nasi przedsiębiorcy powinni wykorzystywać infrastrukturę w południowo-wschodniej Polsce, powinni zostać dopuszczeni i będę też o to walczył do odbudowy Ukrainy.
Ja uznaję, że polski interes możemy stawiać na wszystkich arenach międzynarodowych. My w ogóle powinniśmy odrzucić, jak sobie tak swobodnie rozmawiamy i z tym mamy problem w naszej duszy. Niestety tak się nasze dzieje potoczyły i te 45 lat komunizmu, a potem jeszcze ta trudna transformacja ustrajowa.
My musimy obudzić ducha niepodległego narodu. To się dzisiaj nam nie udało. My ciągle jesteśmy w jakimś zaklęciu sowieckiej kolonii.
My mamy prawo stawiać nasze interesy. Wspomniał Pan o Donaldzie Trumpie. Miał Pan taką myśl na początku, że to jest osoba, która może Panu pomóc wygrać wybory w Polsce, bo oni lubią, oni Amerykanie, wtrącać się w politykę wybory demokratyczne w różnych krajach.
A potem się okazało, że ten Trump tak wywija na świecie, że to jego poparcie to może być jednak pocałunkiem śmierci i lepiej może, żeby on poparcia nie udzielał ani nie wskazywał palcem oh, that's my boy, that's my boy. W polityce zawsze jest nazwijmy to scenariusz czarnej alternatywy. Ja uznaję, że to bardzo dobrze, że Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, ale ani przez moment, przed chwilą tyle mówiłem o duchu postkolonializmu, który niszczy niektóre środowiska w naszej Polsce i chciałbym, żeby to się zmieniło.
Ale ja ani przez minutę nie miałem takiej świadomości, że ktoś jest w stanie wygrać za mnie wybory. Mówiłem nawet na spotkaniach, gdy fetowano Donalda Trumpa, mówiłem publicznie Drodzy Państwo, my mamy wiele jeszcze do zrobienia, my nic nie dostaniemy. Zwycięstwo, nic nie dostaniemy w sensie wyborczym.
Dla mnie Stany Zjednoczone są najważniejszym partnerem oczywiście w takiej konstelacji międzynarodowej. To jest jednak pewien fundament wspólnych wartości od trzech wieków, niemal trzech wieków, bo o tym też moglibyśmy No właśnie, 300 lat, 400 czy 250 wspólnych historii, wspólnych stosunków dyplomatycznych, no bo uznano, że Pan się nie zna jednak na historii. Znałem się bardzo dobrze.
Jakby posłuchać albo poczytać profesora Longina-Pastusiaka to mógłbym powiedzieć, że powiedziałem, że zbyt mało tych relacji, bo to początek XVII wieku, ale ja patrzę najbardziej na ten taki węzeł naszej współpracy od Pułaskiego i Kościuszki, końcówki XVIII wieku, więc możemy tu dyskutować o datach. Oczywiście mówimy od końcówki XVIII wieku, od powstania Stanów Zjednoczonych, od deklaracji niepodległości z 4 lipca 1776 roku, ale oczywiście wcześniej były takie relacje państwa amerykańskiego, to na co wskazywał Longin-Pastusiak. Nieważne.
Stany Zjednoczone są rzeczywiście naszym najważniejszym partnerem, ale ten entuzjazm taki głęboki i związany z polskimi politykami, z częścią sceny politycznej, ale też związany ze społeczną emocją. Oczywiście dawał mi poczucie, że stało się coś dobrego w Stanach Zjednoczonych, ale ani przez minutę nie miałem przekonania, że oto wygraliśmy wybory prezydenckie. Tak się nie dzieje.
Musimy odrzucić ducha kolonializmu. Tu jest Polska. Tu jest Polska, to ostatnio krzyczano na konwencji Grzegorza Brauna.
To jest jego hasło. Szybciej chyba krzyczano na moim. Ale tam słyszałem na własne uszy, a do pana jeszcze nie dotarłem.
No bo pan nie mówi gdzie pan będzie. Mówię, no przecież przed chwilą pan potwierdził w internecie, że już jest na przyszłych tygodniach. Zarobiony pan jest.
Zaraz zobaczę. Tu mi nie pasuje. 27.
w Łodzi. To jest konwencja. Super.
To naprawdę będzie pan widział. Ale to ze mnie pisiora zrobił wtedy. Ale wtedy już mi przybiło taką pieczątkę, co ja jej nie zmyję.
Trzeba być naiwnym, żeby uznać, że pan jest pisiorem. Naprawdę. Niech pan mi odpowie na pytanie, na które nie odpowiedział mi pan podczas debaty.
Wymigał się pan. Czekał pan, aż ten zegar wskaże zero i nie będzie trzeba odpowiadać do końca. Dlaczego Andrzej Duda jest takim wrednym człowiekiem? Dlaczego jest takim nikczemnikiem, że mógłby obniżyć te ceny? Nie mówi pan tak na prezydenta.
No ale mówię. Chyba mnie nie zamknie. Chyba mnie nie zamknie.
To następny miał mnie zamykać, chyba że pan, to nie. Dlaczego to jest taki nikczemnik, że mógłby obniżyć ceny prądu o 30% i te kobiety, które gdzieś tam dostają rachunki po 2000, po 3000, rwą sobie włosy z głowy albo świeją w jeden dzień, nie mają na chleb, nie mogą wnuczkowi kupić książki i on nie chce im obniżyć cen prądu. Dlaczego? Przecież to się okazuje takie proste.
To nie jest proste. To jest skomplikowane. Ale wykonalne.
I ja to zrobię. To, że pan to zrobi, to ja to wiem. Ale dlaczego on tego nie zrobi? To już odpowiadam.
Trochę miałem minutę, żeby panu redaktorowi odpowiedzieć. Poszedłem bardziej w semantykę. Teraz może pan przez godzinę mi tłumaczyć, dlaczego Duda jest taki wredny.
A teraz panu redaktorowi odpowiem. Prezydent Andrzej Duda nie jest, tak jak pan mówi, wredny, tylko zdaje sobie sprawę z czasu swojej upływającej kadencji. To po pierwsze.
Wie, że nie ma... Pan prezydent dzisiaj oczywiście ma mandat społeczny z prezydentem państwa polskiego, ale ma nieodnowiony mandat społeczny, bo niebawem kończy się kadencja pana prezydenta. Pan prezydent, to było w tej odpowiedzi, zrobił bardzo wiele dla polskiej polityki społecznej. Tego nie powiedziałem w poprzednim wątku, ale warto powiedzieć, że tak samo pytano Andrzeja Dudę, jak był kandydatem na prezydenta, jak obniżył wiek emerytalny.
To jest ta lekcja, do której chciałem nas wiązać, a gdzieś uciekliśmy w tej dyskusji, że mówię Krzysztofowi Stanowskiemu, jak to było. To są te same argumenty. Andrzejowi Dudzie, jak był kandydatem na prezydenta i powiedział, że obniży wiek emerytalny, to go niszczyli w czasie... Przecież nie ma prezydent takich kompetencji, przecież nie jest w stanie tego zrobić.
Mamy obniżony wiek emerytalny, zrobił. A więc prezydent może, a zmienia się dynamika polityczna. Dlatego pan prezydent nie zajmuje się tą sprawą, bowiem wie, że za dokładnie chyba trzy miesiące, musimy sobie to wyliczyć, kończy swoją prezydenturę.
A jest to proces, który wymaga jednak zaangażowania wielomiesięcznego, nie tylko wewnętrznego, ale też na arenie międzynarodowej. Bo ten mój plan obniżenia cen energii elektrycznej wiąże się z konkretnym odrzuceniem Zielonego Ładu. Po pierwsze w referendum, korzystając z artykułu 125 Konstytucji i z moim wnioskiem do Senatu o to, aby ludzie, Polacy odrzucili Zielony Ład z tymi trudnymi konsekwencjami, także dla cen prądu i dla polskiej energetyki i dla polskiego sektora rolniczego, ale wiąże się też z przygotowaniem konkretnego szczytu w Polsce, tych państw, które są przeciwko Zielonemu Ładowi.
My, żeby mieć mniejsze ceny energii elektrycznej, musimy powstrzymać w ogóle to ekoszaleństwo, te programy zielone i musimy zdobyć sojuszników w Europie. Pan prezydent jest zbyt doświadczonym politykiem, żeby mieć przekonanie, że w ciągu trzech miesięcy jest w stanie... To ile czasu Panu to zajmie? Będzie to jeden z moich priorytetów na pewno w polityce międzynarodowej, żeby zatrzymać szał ekoterroru i Zielonego Ładu. Myślę, że to może zająć nawet pół roku albo co najmniej kilka miesięcy.
Tylko jest jedna... No to jakby powiedzieć to w styczniu, to by się wyrobił do końca kadencji. Panie redaktorze, jest coś zupełnie innego. Wyobraźmy sobie sytuację, w której wchodzi prezydent, który dostaje ponad 10 milionów głosów ze świeżym mandatem.
Pan prezydent też dostał tyle głosów, ale dostał je kilka lat temu. Dzisiaj prezydent państwa polskiego jest, trzeba to powiedzieć jasno, jest nieszanowany przez premiera państwa polskiego. Ten premier prezydenta w zakresie choćby nominacji ambasadorskich, przez co cierpi Polska na całym świecie, podważa kompetencje i autorytet mojego prezydenta.
Dlatego też go tak nie lubię. Tylko Donalda Tuska. Tutaj wchodzi prezydent ze świeżym mandatem społecznym i z ponad 10 milionami głosów.
Zmienia się dynamika i życia politycznego, i życia parlamentarnego. Ten prezydent jest głosem 10 milionów ludzi. I może naprawdę załatwiać sprawy takie, jak obniżenie cen energii elektrycznej.
Ma też mandat do tego, żeby reprezentować Polskę przez kolejne pięć lat na arenie międzynarodowej. Ja powiem szczerze, że jak usłyszałem o tym pana postulacie, to pomyślałem sobie, że to już jest za dużo. Że są jakieś granice robienia z ludzi idiotów.
Jednak. Ale teraz pan myśli inaczej. Nie.
Myślę dokładnie tak samo. Nie, no nie. Są jakieś granice robienia z ludzi idiotów.
Ja się staram. Pan się stara oczywiście, bo pan też walczy. Wierzę.
No to powiedzmy sobie szczerze, też ich jest dużo. O głosy Polek i Polaków walczy. A to mądry naród jest.
Ci mądrzy może pójdą za innymi argumentami. Ale za tym akurat pójdą idioci. Dla każdego coś miłego.
Bo to jest troszeczkę tak, bo pan mówi no obniżę te ceny energii, ale zanim je obniżę, to muszę wypowiedzieć zielony ład. Zanim wypowiem zielony ład, no to skrzyknę wszystkich w Europie, którzy są przeciwko. Jak już ich skrzyknę, to ich przekonam do swojego zdania.
Oni w swoich krajach zrobią podobnie. I dokona się ileś kroków i na samym końcu jest ta obniżka cen prądu. To jest nadzieja.
Pan redaktor opisał piękną nadzieję. Ale pan nie powiedział, daję wam nadzieję, że będzie niższy prąd. Pan powiedział, obniżę cenę prądu o 30%.
To jest co innego. To tak jakbym ja powiedział, lecimy, obiecuję wam, lecimy na Marsa. Ale potem bym powiedział w wywiadzie u Stanowskiego, a czemu nie? Miejmy nadzieję.
Ja polecę do Elona Muska. Przekonam go, że Polska jest najlepszym krajem na tą ekspedycję. To jest prostsze niż panu redaktorowi się wydaje.
Przekonam NASA, że powinni z nami współpracować bo ja jestem przekonujący i wtedy Polacy polecą na Marsa. To jest zupełnie inaczej. Tu są konkretne cztery punkty, które odnoszą się do obniżenia cen energii elektrycznej.