
„Cóż szkodzi obiecać”. Największy sekret kuchni politycznej Rafała Trzaskowskiego
Trzaskowski rozdaje obietnice na prawo i lewo! Szokujące kulisy liberalnej kuchni wyborczej
W ostatnich dniach kampanii wyborczej wokół Rafała Trzaskowskiego narasta atmosfera chaosu i desperacji. Liberalne elity, które przez lata pouczały, gardziły i wyśmiewały zwykłych Polaków, dziś – czując się zagrożone – sięgają po coraz bardziej groteskowe metody walki o władzę. Widać to nie tylko w medialnych apelach, w których aktorzy i „autorytety” wzywają młodych do głosowania na „doświadczonego, młodego duchem” Trzaskowskiego, ale przede wszystkim w kulisach politycznej kuchni Platformy Obywatelskiej.
Publicyści wytykają, że w otoczeniu Trzaskowskiego panuje przekonanie, że „co szkodzi obiecać”. Politycy tej formacji – pytani publicznie o zobowiązania swojego kandydata – bez zająknięcia przyznają, że nie widzą problemu w składaniu pustych deklaracji, byle tylko zdobyć głosy. Ta strategia opiera się na przekonaniu, że elektorat da się kupić tanią obietnicą, a po wyborach wszystko można wycofać lub przemilczeć.
Jednocześnie środowiska liberalne i postkomunistyczne, które od lat próbują narzucać Polakom swoją wizję „nowoczesnej” Europy, nie kryją pogardy wobec tych, którzy mają inne poglądy. W kampanii Trzaskowskiego dominuje przekaz pełen hejtu, przemocy słownej i wykluczania wszystkich, którzy nie wpisują się w „jedynie słuszny” światopogląd. To właśnie te elity – przekonane o swojej wyższości – dają przyzwolenie na dehumanizację i agresję wobec wyborców Karola Nawrockiego czy innych konserwatywnych kandydatów.
Ciekawe jest, że nawet wśród samych liberałów pojawiają się głosy, że ich strategia prowadzi donikąd. Klasyczny liberalizm, który miał być otwarty na dialog i różnorodność, zamienił się w zakamuflowany autorytaryzm, gdzie nie ma miejsca na sprzeciw czy debatę. Publicyści nie mają złudzeń: jeśli instytucje publiczne pozostaną w rękach tej grupy, skrajna histeria i pogarda będą się tylko nasilać.
Największym wyzwaniem dla Trzaskowskiego nie są jednak przeciwnicy polityczni, lecz jego własne zaplecze – liberalni intelektualiści, którzy nie potrafią zrozumieć, że Polska to nie tylko ich bańka. Ich oderwanie od rzeczywistości, poczucie wyższości i pogarda wobec „plebsu” sprawiają, że kampania Platformy traci kontakt ze społeczeństwem. Autor tekstu ironizuje, że sztab Trzaskowskiego powinien po prostu nakazać swoim „autorytetom” milczenie na czas kampanii – ale nawet to nie pomogłoby w ukryciu prawdziwego oblicza tej formacji.