Krzysztof Karaś po tragicznej śmierci żony został sam z dziećmi
— Kiedy oddawałem żonę w ręce ratowników medycznych, nie miałem świadomości, że wszystko tak się skończy. Gdybym wiedział, sąsiadkę zawołałbym do dzieci i byłbym z żoną w szpitalu. Nawet sam bym ją od razu zawiózł do Rzeszowa. Wtedy dojechałaby na czas. Dzisiaj by żyła — w rozmowie z Onetem ciężkim głosem przyznaje Krzysztof Karaś, mąż 32-latki z Dębicy, która zmarła po ponad sześciu godzinach oczekiwania na szpitalnym oddziale ratunkowym. Wiele wskazuje na to, że kobieta zmarła przez oszczędności szpitala i braki lekarzy.
Czytaj dalej ➡Źródło: wiadomosci.onet.pl